Jordi Savall dyryguje Mendelssohnem

Zazwyczaj jest tak, że ostateczna wersja danego utworu przygotowana przez kompozytora uznawana jest za definitywną i to właśnie ją najczęściej wykonuje się i nagrywa. Jednak w przypadku IV Symfonii Włoskiej Felixa Mendelssohna jest dokładnie odwrotnie. Twórca ukończył to dzieło w marcu 1833 roku w Berlinie i dwa miesiące później prawykonał je w Londynie. Nie był jednak z niego zadowolony i rok później zabrał się za rewidowanie kompozycji. Ostatecznie nie ogłosił Włoskiej drukiem, a dzieło opublikowano w 1851 roku, a więc już po jego śmierci. Co ciekawe – wydano wersję wcześniejszą, tę z 1833 roku i to ona na stałe zadomowiła się w repertuarze. Ta późniejsza zaś była praktycznie nieznana aż do 1999 roku, kiedy to zarejestrował ją z Wiener Philharmoniker Gardiner (znany od pewnego czasu jako „punching sir John”). Wydano wtedy album zawierający obie wersje. Teraz jednak na rynku ukazała się nowa płyta, na której swoją wersję obu Włoskich zaprezentował z Le Concert de Nations Jordi Savall. Katalońskiego artysty nikomu przedstawiać nie trzeba, wiadomo też powszechnie że jego domeną jest muzyka dawna i to na tym polu ma największe osiągnięcia. Wykonuje też jednak okazjonalnie dzieła Mozarta, Beethovena czy własnie Mendelssohna. Co zatem sądzić o tym jego nagraniu?

Zacznijmy od porównania obu wersji Włoskiej. Zmiany dotyczą części drugiej, trzeciej i czwartej. Mendelssoh dodał do nich trochę nowego materiału, przez co są nieznacznie wydłużone. Kompozytor zmienił też trochę melodię marsza w drugiej części.

Dokładne różnice w tempach przedstawiają się następująco:

Wersja z 1834:
I – 11:27
II – 6:14
III – 6:52
IV – 6:25

Razem 30:58

Wersja z 1833 roku:
I – 11:18
II – 5:40
III – 6:15
IV – 5:32

Razem 28:45

Czy są to zmiany na plus? Nie. Raczej ma się wrażenie, jakby twórca chciał na siłę wydłużyć coś, co było od razu świetnie pomyślane i intuicyjnie ułożone pod względem proporcji. Stąd też niepotrzebne łączniki, a także ogólne wrażenie przekombinowania, robienia czegoś z muzyką na siłę. Jaki z tego morał? Ano taki, że nie ma sensu stawać na drodze własnemu natchnieniu.

A co z wykonaniem Savalla?

Przede wszystkim – balans pomiędzy poszczególnymi sekcjami orkiestry jest co najmniej egzotyczny. Drewno brzmi tak, jakby grało w innym pomieszczeniu niż reszta orkiestry. Może to i lepiej, bowiem flety, oboje, klarnety i fagoty nie mają się czym pochwalić – ani w kwestii artykulacji ani w kwestii barwy. Chrapliwa blacha i kotły wyskakują jak diabeł z pudełka i momentalnie zagłuszają wszystkie inne sekcje. Smyczki brzmią cienko, są chwiejne pod względem intonacji i momentami rażąco brzydko (posłuchajcie tylko zakończenia pierwszej części). Nie ma w tej sekcji ani trochę ciepła czy ekspresyjności. Rozumiem, że o Mendelssohnie (skądinąd słusznie) mówi się, że był romantykiem klasycyzującym, ale nie znaczy to przecież, że trzeba tę muzykę od razu ograbić z ciepła i ekspresji. Sekcja ta jest tu też zwyczajnie za mała. Savall dyryguje metronomicznie, nie potrafi też odnaleźć w tej muzyce żadnej subtelności. Nie zaokrągla fraz, nie wprowadza żadnego rubata. Tempa są chybione. Pierwsza część zdecydowanie za wolna. Druga i trzecia – straszliwie monotonne. Finałowe Saltarello grane jest zdecydowanie za szybko, a brzmienie zdominowane jest przez wrzaski blachy i łupnięcia kotłów. W tym tempie muzycy nie są w stanie choćby poprawnie frazować. Odcinki tutti brzmią chaotycznie i rażąco mało selektywnie. Całość wypada żałośnie. Nie ma tu energii, ciepła, charyzmy, precyzji ani muzykalności. Savall jest świetnym muzykiem i humanistą, ale jako dyrygent zawodzi na całej linii.

Widzę jednak pewne zalety istnienia tego nagrania. Po pierwsze – pokazuje co czego prowadzi grzebanie kompozytorom w koszach na śmieci. Jeśli już ktoś koniecznie potrzebuje usłyszeć drugą wersję Włoskiej, to odsyłam do nagrania Gardinera. Jest lepsze od tego. Po drugie – pokazuje jak absolutnie nie należy wykonywać Mendelssohna. Nie sądzę, abym kiedykolwiek słyszał gorszą Włoską. Po trzecie – udowadnia, że Savall jest w stanie koncertowo polec na wykonaniu dzieła należącego do romantycznego kanonu. To już całkiem sporo. Ale czy uzasadnia to zakup ekskluzywnie wydanego bubla, który na polskim Amazonie kosztuje 90 zł? Wolne żarty… Na rynku jest mnóstwo świetnych nagrań tego utworu. Bernstein, Blomstedt, Stokowski, Szell – ci i wielu, wielu innych pozostawiło po sobie znakomite nagrania tego utworu, o niebo lepsze od „interpretacji” Savalla. Oczywiście – zawsze można próbować na siłę argumentować, że przecież nikt wcześniej tak Mendelssohna nie grał, że to przecież nowe i na tym polega wartość tego nagrania. No tak, świetnie, tylko czy tak się Mendelssohna grać powinno?… Ten album jest po prostu kompromitująco zły. Dziwię się, że artysta tego kalibru co Savall nie miał w sobie wystarczającej dozy samokrytycyzmu, aby nie dopuścić do publikacji tego czegoś. Rozumiem potrzebę wyjścia ze strefy komfortu, ale wypuszczanie albumów tak miernej jakości jest ślepym zaułkiem.

 

Felix Mendelssohn

IV Symfonia A-dur op. 90 Włoska

Le Concert de Nations
Jordi Savall – dyrygent

Alia Vox

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.