Największą trudnością w wykonywaniu dzieł należących do tak zwanego kanonu jest problem powtarzalności pewnych rozwiązań interpretacyjnych. Z tego też powodu Glenn Gould mówił o „płodnej zdradzie”, o tym, że zapis nutowy trzeba zdradzić, żeby odkryć w dziele coś nowego i zapobiec zalewowi identycznych interpretacji, których wspólnym mianownikiem jest tylko i wyłącznie wierność wobec partytury. Wyjątkowo dobrze musiał to zrozumieć Teodor Currentzis, kierujący zespołem MusicAeterna w najnowszym nagraniu Szóstej Czajkowskiego. Nie miałem okazji wcześniej słyszeć interpretacji tego artysty, ale jego wykonanie tego utworu jest na tyle zajmujące, że warto jego nazwisko zapamiętać.
Na czym polega oryginalność interpretacji Currentzisa? Na spójności wizji, na ogromnym zaangażowaniu wykonawców, na dyscyplinie, a także na tak ważnej przy interpretacji muzyki romantycznej bezkompromisowości. Uwierzcie, nikt tu nie odrabia pańszczyzny! W pierwszej części zwracają uwagę ogromne kontrasty dynamiczne (niektóre fragmenty są wręcz za ciche), artykulacyjne i agogiczne. Różnica pomiędzy rozlewnie potraktowaną, śpiewną ekspozycją, a ostrym i szarpanym przetworzeniem jest ogromna. Fascynuje przy tym przejrzystość tej interpretacji i mnogość wydobytych planów narracyjnych, frapuje gra blachy i ostre jak brzytwa dźwięki kontrabasów.
Druga część, koślawy walc na 5/4, zagrany jest dość szybko. Nawet w trio tempo jest wartkie, przez co może nie brzmi zbyt słowiańsko czy melancholijnie, ale na pewno nie traci rozpędu.
Marsz jest absolutnie fascynujący – zagrany w zawrotnym tempie, ostro, miejscami prawie brutalnie. Ale nawet w tym huraganie dźwięków da się zauważyć porządek i ucho do detali. Wiele rzeczy słyszałem tu po raz pierwszy, a były to detale tak pozornie mało istotne jak pomruki kontrafagotu.
Adagio lamentoso również zaskakuje bezkompromisową ostrością, co może nie kojarzy się za bardzo z muzyką Czajkowskiego, ale tutaj zagrane jest bez żadnych osłonek, bez żadnych kompromisów, ze świeżością, energią i absolutnym przekonaniem. Posłuchajcie tylko gryzących waltorni w kulminacji, tuż przed uderzeniem tam-tamu. Jest w tej interpretacji coś upiornie przeszywającego i autentycznego.
Utwór niby znany, niby słyszany tysiące razy, ale zagrany świeżo, z autentyczną pasją i polotem. Poznawanie interpretacji Currentzisa to doświadczenie emocjonalnie wyczerpujące. To katharsis, gdzie napięcie nie opada ani na sekundę. Podobnie bezkompromisowo ostrą interpretację nagrał kiedyś z Wiedeńczykami Lorin Maazel, ale wszyscy poszli tutaj jeszcze o krok dalej, dołożyli gdzieś po drodze iskierkę szaleństwa, która ożywia tę interpretację i sprawia, że jest fascynującym, choć niełatwym doświadczeniem. Polecam. Bardzo polecam.
Piotr Czajkowski
VI Symfonia h-moll op. 74 Patetyczna
MusicAeterna
Teodor Currentzis – dyrygent
Sony Classical