Sobotni koncert w Wiener Konzerthaus był niezwykle interesujący już choćby z tego powodu, że tym razem wystąpiła tam orkiestra z Japonii – Tokyo Philharmonic Orchestra, odbywająca obecnie trasę koncertową po Europie (obejmującą również występy w Berlinie, Budapeszcie, Antwerpii, Tuluzie, Barcelonie, Lugano i Düsseldorfie). To najstarsza orkiestra z kraju kwitnącej wiśni, założona w 1911 roku. Jej dyrygentem naczelnym jest dziś Andrea Battistoni, natomiast funkcję honorowego dyrektora muzycznego pełni południowokoreański dyrygent Myung-Whun Chung, który poprowadził także ten koncert. Za dwa lata artysta obejmie stanowisko szefa La Scali. Nie miałem dotąd okazji słyszeć go na żywo, choć znam jego nagrania – bardzo solidne symfonie Antonína Dvořáka z Wiener Philharmoniker, znakomitą płytę z dziełami Henriego Dutilleux z Orchestre philharmonique de Radio France oraz niektóre symfonie Carla Nielsena z Gothenburg Symphony Orchestra.
Program koncertu w całości poświęcony był kompozytorom rosyjskim. Solistą w Koncercie skrzypcowym D-dur Piotra Czajkowskiego był Maxim Vengerov, którego miałem już okazję słyszeć – również w tej samej sali – i którego gra zrobiła na mnie wówczas znakomite wrażenie. Tym razem było podobnie. Ciepły, jędrny i ekspresyjny ton, znakomita technika oraz urokliwa nonszalancja, przejawiająca się w idealnie wyważonej dawce brawury. Mieszanina pewności, zawadiackości i swobody – po prostu słychać było, że skrzypek czerpie z wykonywania tej muzyki radość, gra z zaangażowaniem i uczuciem: romantycznie, rozlewnie, ale bez cienia sentymentalizmu. Trudno mi przypomnieć sobie lepsze wykonanie tego koncertu na żywo – i nie wiem, czy szybko usłyszę drugie tak dobre.
Orkiestra? Rewelacyjna! Doskonale zdyscyplinowana, znakomicie przygotowana, z perfekcyjnie ustawionymi planami brzmienia. Tutti – jędrne i plastyczne, choć chwilami może nieco zdominowane przez blachę kosztem kwintetu. Było też widać, słychać i czuć, że pomiędzy Chungiem a Vengerovem jest chemia. Znakomicie wypadła cała sekcja dętych drewnianych – flety, oboje, klarnety i fagoty. Muzycy doskonale się rozumieli, co przełożyło się na wykonanie pełne energii, polotu i dramaturgii. Pięknie budowane kulminacje – z dużym wyczuciem, dynamizmem i idealnie podkręconym tempem w zakończeniu pierwszego oraz w całym trzecim ogniwie.

Po przerwie zabrzmiało Święto wiosny Igora Strawińskiego. Wcześniej miałem już okazję usłyszeć ten utwór w wykonaniu Krzysztofa Urbańskiego w FN, następnie w NFM-ie z Eijim Oue, z Vladimirem Ashkenazym i European Union Youth Orchestra, z Andrzejem Boreyką (ponownie w FN) oraz z Klausem Mäkelą i Orchestre de Paris. Muszę przyznać, że interpretacja Chunga i Tokyo Philharmonic Orchestra była chyba najlepsza z nich wszystkich. Pod względem technicznym – rewelacyjna: dynamiczna, drapieżna, pełna pasji, a zarazem subtelna, dopracowana i nasycona bogactwem detali oraz doskonale rozłożonych napięć. Perkusja – ostra, precyzyjna i niezwykle wyrazista. Energia tej muzyki była wręcz oszałamiająca. Sala Konzerthausu ma dużą kubaturę, dzięki czemu nawet w najgłośniejszych fragmentach dźwięk mógł się swobodnie rozpraszać, nie tracąc klarowności. Strawiński powiedział kiedyś, że napisana sto lat wcześniej Wielka fuga Ludwiga van Beethovena jest utworem absolutnie współczesnym. Słuchając Święta wiosny 112 lat po jego prapremierze, ma się ochotę powiedzieć dokładnie to samo – zwłaszcza po tak fenomenalnym jego wykonaniu.
foto. Ayano Tomozawa/Wiener Konzerthaus
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć niezależną krytykę? Odwiedź mój profil w serwisie Patronie.pl i zostań mecenasem Klasycznej Płytoteki:
