Walewska śpiewa Karłowicza

Pieśni Mieczysława Karłowicza to utwory bardzo wczesne (dziwnie brzmi to sformułowanie w odniesieniu do twórcy zmarłego w wieku zaledwie 32 lat!), napisane jeszcze przed poematami symfonicznymi. Kompozytor przeznaczył je na głos i fortepian, żadnej z nich nie zorkiestrował i chyba nie miał też takiego zamiaru. Najnowszy album Filharmonii w Szczecinie to luźna fantazja na temat tego, jak mogą brzmieć pieśni tego artysty w szacie orkiestrowej. Zadania ich orkiestracji na medium orkiestry symfonicznej podjął się kompozytor Piotr Moss, dzieła zaśpiewała Małgorzata Walewska, natomiast zagrała Orkiestra Symfoniczna Filharmonii w Szczecinie, którą poprowadził jej obecny szef artystyczny, norweski dyrygent Rune Bergmann.

Moss zdecydował się unowocześnić trochę język muzyczny Karłowicza, gdzieniegdzie usłyszymy tu więc nieco perkusji: w jednym miejscu rozlega się dźwięk wibrafonu, w innym miejscu rozbrzmiewają dzwonki. Słuchając tych aranżacji miałem jednak wrażenie, że niektóre z nich są zbyt pstrokate, zbyt przesłodzone i prawie hollywoodzkie albo operetkowe w brzmieniu (ah, te efekciarskie glissanda harf!). To romantyczne miniatury, powinny więc być emocjonalne, ale nie jestem przekonany co do tego, czy taki właśnie, słodko-cukierkowato-sentymentalny typ uczuciowości dobrze im leży. Pięć pieśni opracowano wyłącznie na orkiestrę (nr 1, 5, 11, 12 i 16), co dało ciekawe rezultaty. Wiele tu miejsc przełożonych na brzmienie orkiestry w udany i trafny sposób. Słuchającego urzec tu może piękna fraza drewna czy pełen słodyczy zwrot melodyczny smyczków.
W książeczce załączonej do płyty solistka podkreślała, że zależało jej na oddaniu intymnego nastroju tych pieśni, jednak nie do końca jej się to udało. Walewska dysponuje dużym głosem, z którego często robi pełny użytek, silnie i dość emfatycznie podkreślając słowa o szczególnym znaczeniu. W piano brzmienie jej głosu rzeczywiście jest pełne ciepła i artystka umiejętnie kreuje tu nastrój zadumy, ale kulminacje są jednak zbyt operowo-popisowe (doskonałym przykładem jest rzeczywiście rozedrgane słowo „drżą” w Zaczarowanej królewnie).

Nie są to więc być może aranżacje i interpretacje, które zachwycają i które można przyjąć bez zastrzeżeń. Ale też Karłowicza na głos i orkiestrę do tej pory (chyba) nie mieliśmy, jest to więc na pewno jakaś alternatywa w stosunku do dobrze znanych i lubianych oryginałów. A czy jest to alternatywa trafna – to już zupełnie inna kwestia…

 

Mieczysław Karłowicz

Pamiętam ciche, jasne, złote dnie op. 1 nr 5
Zasmuconej op. 1 nr 1
Skąd pierwsze gwiazdy op. 1 nr 2
Na śniegu op. 1 nr 3
Zawód op. 1 nr 4
Smutną jest dusza moja op. 1 nr 6
Mów do mnie jeszcze op. 3 nr 1
Idzie na pola op. 3 nr 3
Śpi w blaskach nocy op. 3 nr 5
W wieczorną ciszę op. 3 nr 8
Z erotyków op. 3 nr 2
Na spokojnem, ciemnem morzu op. 3 nr 4
Przed nocą wieczną op. 3 nr 6
Po szerokiem, po szerokiem morzu op. 3 nr 9
Zaczarowana królewna op. 3 nr 10
Nie płacz nade mną op. 3 nr 7
Z nową wiosną

Małgorzata Walewska – mezzosopran
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii w Szczecinie
Rune Bergmann – dyrygent

Filharmonia Szczecin

 

11 thoughts on “Walewska śpiewa Karłowicza

  1. Pieśni Karlowicza w opracowaniu na orkiestrę śpiewała również Agata Zubel – to jest bardzo ciekawa aranżacja i niezwykle wprost wykonanie. Polecam wysłuchać na you- tube https://youtu.be/0dLBFqu13Dk
    Pozdrawiam
    Urszula S.

    1. To dość podobna stylistyka co w nagraniu Walewskiej. Chyba jednak nie do końca moja bajka jeśli chodzi o Karłowicza 😉

    1. To świetny album, może niedługo uda mi się napisać o nim kilka słów 😉

  2. O, jak bardzo zgadzam się z tą opinią. Zupełnie „nie mój” ten Karłowicz. Blichtr i dzwoneczki. Pozostaję wierny Rappe i Pobłockiej…

  3. Mnie się jednak podoba wersja Mossa i Małgorzaty Walewskiej oraz norweskie spojrzenie na Karłowicza przez Rune Bergmanna.
    Walewska prezentuje świetną dykcję i głos jest wciąż kolorowy i prawdziwie mezzosopranowy.
    Zupełnie nie słyszę tej „cukierkowatości” w aranżach, ale może to ja mam problem gdyż już czytałem kilka podobnych opinii, które to podkreślają, oczywiście, w pejoratywnym sensie.
    Jeśli idzie o Agatę Zubel to absolutnie nie przypada mi do gustu jej udawania estetyki piosenkarskiej.
    Jednak warto sięgnąć po płytę Karłowicz Recomposed (też wydaną przez Filharmonię w Szczecinie) gdzie pieśni Karłowicza w wersji intrumentalnej ( i w swoich opracowaniach) wykonuje Atom String Quartet z towarzyszeniem kilku muzyków ze szczecińskiej orkiestry. I muszę przyznać, że jestem zafascynowany rezultatem. Te pieśni, moim zdaniem, brzmią wręcz ciekawiej niż w interpretacji wokalnej.

    1. Słuchałem kilku aranżacji Atom String Quartet i to rzeczywiście były bardzo ciekawe i udane rzeczy. To są chyba tak dobrze napisane i tak melodyjne utwory, że atrakcyjność samej melodii wystarcza i słów już nie trzeba. Być może też dlatego podoba się Panu wykonanie Walewskiej? Jeśli potraktować jej głos jak instrument a nie nośnik tekstu, to rzeczywiście jej interpretacje mogą się podobać.

      1. Bardzo możliwe…Choć słuchając liryki wokalnej najczęściej przywiązuję dużą wagę do interpretacji tekstu. I przecież trudno odmówić Walewskiej, że wie o czym śpiewa na płycie z Karłowiczem. Mnie się zdaje, że po prostu aranżacje Piotra Mossa i wykonania Walewskiej są kompatybilne przez co ma się wrażenie spójności przekazu. Inna sprawa czy jest on dla kogoś przekonujący czy nie.

        1. Zdecydowanie 😉 Nie mówię że Walewska nie wie o czym śpiewa, ale po prostu podkreśla to bardzo dobitnie. I rzeczywiście – jest to konsekwentnie dopasowane do aranżacji Mossa (ale akurat nie do mojego gustu i moich oczekiwań jeśli idzie o tę muzykę 😉

  4. Ps. Przepraszam odpisując Gospodarzowi bloga wpisałem jego imię zamiast swoje 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.