Zespoły Filharmonii Narodowej & Krzysztof Urbański w NOSPR

W Katowicach trafiła się pyszna okazja do porównań. W piątek NOSPR zainaugurował nowy sezon pod batutą swojej szefowej, Marin Alsop, a już dzień później na tej samej estradzie stanęły zespoły Filharmonii Narodowej, które poprowadził Krzysztof Urbański, obecny dyrektor artystyczny tej placówki. Słyszałem go do tej pory bodajże trzykrotnie. Kiedyś, podczas jednego z Festiwali Beethovenowskich, poprowadził jedną z niemieckich orkiestr (nie pamiętam już której, ale chyba NDR Sinfonieorchester), a w programie było m.in. Adagio z X Symfonii Mahlera. Słyszałem go też w 2013 roku, kiedy poprowadził Tren Pendereckiego w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej podczas gali urodzinowej kompozytora. Pamiętam też, że raz zastąpił w ostatniej chwili Kazimierza Korda (którego ostatecznie nigdy nie usłyszałem na żywo) i poprowadził Koncert B-dur Brahmsa z Garrickiem Ohlssonem oraz Święto wiosny (to było bardzo dawno temu, bo w 2008 roku!). Później jakoś na jego koncerty nie trafiałem, czytałem za to recenzje różnych autorów. Były one w większości krytyczne – można było się z nich dowiedzieć, że dyrygenta bardziej interesuje, jak wygląda jego fryzura, niż jak brzmi muzyka.

Na pierwszy ogień poszedł w Katowicach Koncert na orkiestrę Witolda Lutosławskiego, którego po raz ostatni wysłuchałem w tej samej sali w wykonaniu London Philharmonic Orchestra pod Paavem Järvim. Wersja Urbańskiego była dość podobna do tej zaproponowanej przez Estończyka – szybka, drapieżna, dynamiczna i może trochę chłodna, jeśli chodzi o ekspresję. Od strony technicznej zrealizowana bardzo dobrze (za wyjątkiem nierównego wejścia na samym początku), słychać też było, że orkiestra jest w formie – grała z blaskiem, energią, świetnie cieniując dynamikę. Po wczorajszym odfajkowaniu Mahlera przez Alsop skok jakościowy był ogromny. Orkiestry FN słuchałem kiedyś na żywo na okrągło, więc cieszy fakt, że trzymają wysoki poziom.

Daniem głównym była jednak kantata Carmina burana Carla Orffa. Ostatni raz słyszałem ją dawno temu, w 2016 roku – co ciekawe, też w wykonaniu zespołów FN. Poprowadził je wtedy nieżyjący już Jesús López Cobos. Cóż, nie było to najlepsze wykonanie tego utworu! W Katowicach do Chóru i Orkiestry Filharmonii Narodowej dołączyli sopranistka Aleksandra Otczyk, tenor Heikki Hattunen, baryton Szymon Mechliński oraz, last but not least, chór dziecięcy Voci di Bambini. Zrazu nie byłem tym wykonaniem zadowolony. Były tam momenty – zwłaszcza w dwóch pierwszych ogniwach – które mogły zabrzmieć ostrzej, bardziej dobitnie. Później jednak było coraz lepiej. W częściach wolnych (np. w Veris leta faciesOmnia Sol temperat) Urbański narzucił wartkie tempa, przez co nic się nie przeciągało. Słychać też było, że formę ma dokładnie przemyślaną i wie, jak zbudować napięcie w obrębie jednak dość monotonnych, zwrotkowych pieśni. Było to zajmujące i bardzo wciągające. Orkiestra grała świetnie – uwagę zwracały miękkie solówki trąbek i humorystyczne wejścia tuby w Floret silva nobilis, a także groteskowa solówka fagotu rozpoczynająca Olim lacus colueram. Mieli też wspaniałe tutti, a wiele fragmentów było wykonanych wprost zjawiskowo – choćby brawurowo wykonany końcowy fragment In taberna quando sumus. Chór FN – rewelacyjny! Śpiewał czysto, barwnie, ze znakomitą dykcją. Także chór dziecięcy był znakomicie przygotowany. Bartosz Michałowski szybko doprowadził Chór FN do świetności i słychać, że nadal trzymają bardzo wysoki poziom. Z solistów największe wrażenie zrobili na mnie Otczyk i Hattunen, który w trakcie wykonywania swojego numeru (a śpiewał lament obracanego na rożnie łabędzie) przeszedł przez estradę, rozrzucając pierze. Mechliński ma dość mały głos, ale jest bardzo muzykalny i świetnie grał barwą – choćby w pieśni pijanego przeora. Ale już w Estuans interius czułem pewien niedosyt, jeśli chodzi o masę brzmienia.

Muszę jednak powiedzieć, że bawiłem się na tym wykonaniu znakomicie. Nie tylko zresztą ja, bo stojak był natychmiastowy.
I cóż – porównanie brzmienia obu orkiestr wypadło dla gospodarzy bardzo boleśnie. Co do Urbańskiego – na pewno wie, jak pokazać profil, zegarek czy czerwone podeszwy butów. Gdyby nie szła za tym muzykalność i wyczucie, byłby zupełny klops. Ale dyrygent ma do zaoferowania coś więcej niż dobry wygląd (i zegarek – nie zapominajmy o zegarku!). W porównaniu z takim Klausem Mäkelą Urbański wydaje się na podium niemal ascetą.

 

foto. Bartek Barczyk

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.