David Khrikuli, Eric Lu & Antoni Wit w NOSPR

„Koń jaki jest, każdy widzi” – powiada znane przysłowie. Każdy też, kto choć trochę śledzi życie muzyczne, zna zapewne lepiej lub gorzej sylwetkę Erica Lu. Jak wiecie, z wyboru nie śledziłem Konkursu Chopinowskiego i nie komentowałem występów. Od czasu do czasu zdarzało mi się jednak posłuchać tej czy tamtej sesji. Moją uwagę zwróciło czterech pianistów: Yehuda Prokopowicz, Kevin Chen, David Khrikuli i Gabriele Strata – moim zdaniem zasługiwali w tym konkursie na więcej. Nie podzielam pojawiających się jak grzyby po deszczu teorii spiskowych; uważam, że jury dokonało asekuranckiego, bezpiecznego wyboru. Wybór ten jest zarazem nieco rozczarowujący, bo złoto przypadło pianiście, za którym osobiście nie przepadam. Uważam go za drętwego i bezbarwnego – ot, parafrazując tytuł powieści Musila, pianista bez właściwości. Dekadę temu zdobył czwartą nagrodę, ma kontrakty nagraniowe, występuje w najlepszych salach koncertowych. Udało mu się zbudować markę, radzi sobie dobrze. Paradoksalnie właśnie dlatego też mam wątpliwości, czy wybór był trafny. Zwykle przecież wygrywał ktoś młody, świeży, będący odkryciem. A Lu to już artysta z dorobkiem, którego do konkursu popchnęła nadwyżka ambicji. Szkoda, że nie postawiono na kogoś, kto mógłby więcej zyskać na zwycięstwie. To, że werdykt nie wzbudził wielkiego entuzjazmu, było jasne jak słońce – o czym świadczył umiarkowany aplauz publiczności i jurorów podczas ogłaszania wyników na Jasnej. Niektórzy, jak Avdeeva, nie raczyli nawet pogratulować Lu, inni robili to dość oschle. To nie jest zły pianista, ale też nie ktoś, kogo można postawić w jednym rzędzie z Zimermanem czy Argerich. Nie ta skala talentu i nie ta liga.

Wieczór jednak rozpoczął się od występu Davida Khrikuliego, co bardzo mnie ucieszyło. Pianista wykonał Fantazję f-moll, Mazurki op. 56, Scherzo cis-moll i Scherzo E-dur. Bardzo podoba mi się jego styl: plastyczność w budowaniu narracji i wyrazistość kontrastów dynamicznych i agogicznych. Jest to granie romantyczne z ducha, pełne temperamentu, komunikatywne i żywe. Zdarzyło się artyście co prawda kilka drobnych wpadek pamięciowych, ale były to drobiazgi niemające wpływu na całokształt wrażeń. A te były bogate i zróżnicowane. Khrikuliego przyjęto zresztą niezwykle entuzjastycznie, a publiczność urządziła mu niemal natychmiastową owację na stojąco.

W drugiej części koncertu Lu zaprezentował Koncert f-moll z towarzyszeniem NOSPR-u pod batutą Antoniego Wita. Bardzo mnie ten występ zaskoczył, bo zapamiętałem grę tego pianisty zupełnie inaczej. Nie była to może interpretacja, która zwaliła mnie z nóg ani czymkolwiek zaskoczyła, ale można powiedzieć o niej wiele dobrego. Była barwna, elastyczna pod względem temp, pełna wyczucia. Na pewno nie było to tak drętwe jak się spodziewałem i obawiałem. Czy ta forma się utrzyma i czy jego wykonania za 5, 10 i 15 lat też będą tak dobre – czas pokaże. Także orkiestra pokazała klasę, a Wit poprowadził ją z wyczuciem. Nie była to oczywiście jakaś nowa, niewydarzona edycja historyczna. I całe szczęście! Jury zrobiło, co zrobiło, podjęło taką decyzję, jaką podjęło, a życie ją zweryfikuje. Pomyślmy o edycji Konkursu z 1955 roku i odpowiedzmy sobie na pytanie – kto zrobił większą karierę – Adam Harasiewicz czy Vladimir Ashkenazy?

 

foto. https://www.ericlupianist.com/#/photos

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.