„Koń jaki jest, każdy widzi” – powiada znane przysłowie. Każdy też, kto choć trochę śledzi życie muzyczne, zna zapewne lepiej lub gorzej sylwetkę Erica Lu. Jak wiecie, z wyboru nie śledziłem Konkursu Chopinowskiego i nie komentowałem występów. Od czasu do czasu zdarzało mi się jednak posłuchać tej czy tamtej sesji. Moją uwagę zwróciło czterech pianistów: Yehuda Prokopowicz, Kevin Chen, David Khrikuli i Gabriele Strata – moim zdaniem zasługiwali w tym konkursie na więcej. Nie podzielam pojawiających się jak grzyby po deszczu teorii spiskowych; uważam, że jury dokonało asekuranckiego, bezpiecznego wyboru. Wybór ten jest zarazem nieco rozczarowujący, bo złoto przypadło pianiście, za którym osobiście nie przepadam. Uważam go za drętwego i bezbarwnego – ot, parafrazując tytuł powieści Musila, pianista bez właściwości. Dekadę temu zdobył czwartą nagrodę, ma kontrakty nagraniowe, występuje w najlepszych salach koncertowych. Udało mu się zbudować markę, radzi sobie dobrze. Paradoksalnie właśnie dlatego też mam wątpliwości, czy wybór był trafny. Zwykle przecież wygrywał ktoś młody, świeży, będący odkryciem. A Lu to już artysta z dorobkiem, którego do konkursu popchnęła nadwyżka ambicji. Szkoda, że nie postawiono na kogoś, kto mógłby więcej zyskać na zwycięstwie. To, że werdykt nie wzbudził wielkiego entuzjazmu, było jasne jak słońce – o czym świadczył umiarkowany aplauz publiczności i jurorów podczas ogłaszania wyników na Jasnej. Niektórzy, jak Avdeeva, nie raczyli nawet pogratulować Lu, inni robili to dość oschle. To nie jest zły pianista, ale też nie ktoś, kogo można postawić w jednym rzędzie z Zimermanem czy Argerich. Nie ta skala talentu i nie ta liga.
Wieczór jednak rozpoczął się od występu Davida Khrikuliego, co bardzo mnie ucieszyło. Pianista wykonał Fantazję f-moll, Mazurki op. 56, Scherzo cis-moll i Scherzo E-dur. Bardzo podoba mi się jego styl: plastyczność w budowaniu narracji i wyrazistość kontrastów dynamicznych i agogicznych. Jest to granie romantyczne z ducha, pełne temperamentu, komunikatywne i żywe. Zdarzyło się artyście co prawda kilka drobnych wpadek pamięciowych, ale były to drobiazgi niemające wpływu na całokształt wrażeń. A te były bogate i zróżnicowane. Khrikuliego przyjęto zresztą niezwykle entuzjastycznie, a publiczność urządziła mu niemal natychmiastową owację na stojąco.
W drugiej części koncertu Lu zaprezentował Koncert f-moll z towarzyszeniem NOSPR-u pod batutą Antoniego Wita. Bardzo mnie ten występ zaskoczył, bo zapamiętałem grę tego pianisty zupełnie inaczej. Nie była to może interpretacja, która zwaliła mnie z nóg ani czymkolwiek zaskoczyła, ale można powiedzieć o niej wiele dobrego. Była barwna, elastyczna pod względem temp, pełna wyczucia. Na pewno nie było to tak drętwe jak się spodziewałem i obawiałem. Czy ta forma się utrzyma i czy jego wykonania za 5, 10 i 15 lat też będą tak dobre – czas pokaże. Także orkiestra pokazała klasę, a Wit poprowadził ją z wyczuciem. Nie była to oczywiście jakaś nowa, niewydarzona edycja historyczna. I całe szczęście! Jury zrobiło, co zrobiło, podjęło taką decyzję, jaką podjęło, a życie ją zweryfikuje. Pomyślmy o edycji Konkursu z 1955 roku i odpowiedzmy sobie na pytanie – kto zrobił większą karierę – Adam Harasiewicz czy Vladimir Ashkenazy?
Grzesiek Mart Doc/NOSPR
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

Pozwolę sobie napisać klika słów o koncercie, na którym nie byłem, choć bilety kupiłem długo przed rozpoczęciem Konkursu Chopinowskiego. NOSPR – co mu się bardzo chwali – zaprasza nie tylko zwycięzcę konkursu, ale liczne grono laureatów, a koncerty te są obowiązkowych punktem w moim planie koncertów. Udało mi się zresztą słyszeć ma żywo wszystkich zwycięzców konkursu tego wieku. Erica Lu słuchałem dziesięć lat temu i nie olśnił mnie wtedy. Używając języka sportowego, uplasował się wtedy daleko za trójką zwycięzców. W tegorocznym konkursie także mnie nie oczarował, był może najlepszym pianistą w całej bardzo wyrównanej i prezentującej wysoki poziom stawce, jednak jego gra pozostawiała wiele do życzenia. Rozczarował zwłaszcza w 3. etapie i do finału dostał się trochę na kredyt. W finale zagrał poprawnie, jednak podczas koncertu laureatów mocno skiksował, pokazując, że pierwszą nagrodę dostał bardziej za „zasługi”, a nie przekonującą grę. Nie mogłem, niestety, nie pamiętać też o wpisie SPRZED Konkursu, autorstwa osoby bardzo blisko środowiska pianistyczno-konkursowego i świetnie zorientowanej w temacie. Wpis jest dość wymowny: „O Ericu Lu nic nie będzie. Jak można w ogóle oceniać szanse kogoś w tak oczywisty sposób zaprzyjaźnionego z organizatorem. Jako kolejnego obowiązkowego finalistę?”
Cały rozbudowany artykuł na temat prognozowanych wyników konkursu: https://substack.com/inbox/post/174793783?r=36ghey&utm_campaign=post&utm_medium=web&showWelcomeOnShare=false&triedRedirect=true
Nie tylko ja odniosłem wrażenie, że na zwycięstwo bardziej zasługiwały panie, szczególnie wybitnie utalentowana chińska siedemnastolatka, w Polsce nazywana Marysią. Zwycięstwo młodej Chinki byłoby jednak zbyt ryzykowne dla jury i dla konkursu, gdyby się okazało, że jej kariera nie rozwinie się tak, jak się zapowiada.
Dlatego mając bilet na długo – cztery lata! – wyczekiwany koncert, postanowiłem jednak zrezygnować. Istotna była też kwestia ekonomiczna: bilet kosztował 250 zł, co wydaje mi się kwotą dość wygórowaną, wyższą na przykład od ceny biletu na marcowy koncert Bruce`a Liu – 190 zł. Dodam, że bilet na pokonkursowy koncert Bruce`a kosztował 150 zł, a na koncert Seonga w 2015 roku w okolicach 100 zł. Bilety na recitale laureatów cztery lata temu kosztowały 40-70 zł, w tym roku ponad 100 zł.
Nie sposób pominąć innych wątpliwości związanych z konkursem. Po pierwsze ocenianie. Chyba niezbyt wysoko ocenione przez przewodniczącego jury, który zdystansował się od wyników pierwszego etapu, a potem nie pojawił się na ogłoszeniu wyników etapu trzeciego ani na gali finałowej, co odczytałem jako zlekceważenie publiczności, bo nie przekonały mnie tłumaczenia o obowiązkach koncertowych Pana Garricka: najbliższy koncert miał zaplanowany dopiero na 30.10.
Nie podoba mi się też kierunek, jaki sposobowi oceniania nadają organizatorzy, czyli zdaniu się na średnie punktowe, bez możliwości późniejszej korekty wyniku. Uważam, że wbrew intencjom organizatorów będzie to promowało raczej poprawność wykonania, a nie indywidualności. Sama punktacja wydaje mi się przedziwna: Eric Lu – mimo ewidentnie słabszego występu w III rundzie został oceniony jako jej bezapelacyjny zwycięzca z bardzo wysoką notą, finałowy koncert w wykonaniu Lü Tianyao jury oceniło jako czwarty w kolejności, choć Chinka otrzymała nagrodę specjalną za jego wykonanie.
Dziwi mnie również zamieszanie z zapisem koncertów fortepianowych Chopina. Na początku finałów orkiestra FN ewidentnie nie brzmiała, ponoć z powodu korzystania z nowej, anonimowo poprawionej i nieprzećwiczonej partytury zamiast z wydania narodowego, z którego korzystano do tej pory. Nie rozumiem, dlaczego NFIC nie potrafiło się w tej sprawie dojść do porozumienia z Fundacją Wydania Narodowego.
PS Byłem oczywiście na wszystkich koncertach laureatów w NOSPR i według mnie bezapelacyjną zwyciężczynią pokonkursowych przesłuchań jest Marysia. Kevin Chen, jak pisałem, nieco zawiódł, żałuję bardzo, że zawiodła mnie nieco Pani Kuwahara: grała w manierze nieco nokturnowej, która nie pasowała do wszystkich utworów, miałem też wrażenie, że bardziej stara się o poprawność wykonania, a nie jego artystyczny wyraz. No cóż, konkurs to jednak inna historia niż estrada. Pan Alexewicz nie zaskoczył mnie ani pozytywnie, ani negatywnie, za to koncert Marysi był – zgodnie z oczekiwaniami – prawdziwym przeżyciem. Pianistka grała z pasją i zaangażowaniem, czuło się zresztą, jak potrafi zaczarować publiczność, która odpłaciła jej entuzjastycznym przyjęciem. Żałuję oczywiście, że nie wysłuchałem Davida Khrikuli, który miał podczas konkursu kilka świetnych wykonań, ale liczę, że to jeszcze nadrobię. Mamy czas pokonkursowy, po kilku latach na wielkich estradach pozostanie z całej plejady utalentowanych pianistów, szczególnie licznych w tegorocznym konkursie, może dwójka, trójka. Zobaczymy, kto to będzie. A jutro znów Marysia: koncert e-moll w FŚl!
Pozdrawiam z Katowic!
Bardzo dziękuję za długi i wyczerpujący komentarz! Znam ten tekst Zympansa, czytałem go już dawno temu. Co do Garricka – nie wiem jak i gdzie był z kim umówiony na po konkursie. Ale z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że był wyczerpany przebiegiem przesłuchań i mocno zaznaczał, że „nigdy więcej”. Ceny niestety idą w górę bardzo mocno – to widać, słychać i czuć wszędzie. Z akompaniamentem do koncertów – wtopa na maxa, na dodatek anonimowa. Ciekawym, czy coś w tym temacie się wyjaśniło, bo prawdę mówiąc nie śledzę tego. Pozdrawiam serdecznie, mam nadzieję, że koncert „Marysi” był udany!