Ian Bostridge & Brad Mehldau w Wiener Konzerthaus

Amerykańskiego pianistę Brada Mehldaua śmiało można określić mianem człowieka renesansu. Znany jest przede wszystkim jako muzyk jazzowy, ale interesuje go też rock i klasyka. Jednego dnia występuje z Patem Methenym, a innego z Renée Fleming, Anne Sophie von Otter czy z Ianem Bostridgem. Z ostatnim z wymienionych artystów zna się od 2015 roku. Ich współpraca okazała się na tyle owocna, że Mehldau zdecydował o napisaniu utworu z myślą o tenorze. Tak właśnie powstał cykl The Folly of Desire, który prawykonany został w Philharmonie de Paris w lutym 2019 roku. Artyści wykonują go w różnych miejscach na świecie, zdążyli zarejestrować dzieło dla wytwórni Pentatone, a w czwartkowy wieczór zabrzmiało także w Mozart-Saal w Wiener Konzerthaus. Mehladau wykorzystał jedenaście tekstów autorstwa Williama Blake’a, Williama Butlera Yeatesa, Williama Szekspira, Bertolta Brechta, Johanna Wolfganga von Goethego, Wystana Hugha Audena i Edwarda Estlina Cummingsa. Motywem przewodnim tekstów jest, zgodnie z tytułem, szaleństwo pożądania, czasem jawnie przemocowe, czasem sentymentalne. Stąd też wykorzystanie motywu Ledy, którą Zeus posiadł pod postacią łabędzia, homoseksualnej relacji Zeusa i Ganimedesa, o której pisali Goethe i Auden, czy „uwodzenia” anioła, który w bardzo niewybredny sposób opisał Brecht. Powstał cykl bardzo interesujący, zróżnicowany pod względem nastrojów, z okazjonalnymi nawiązaniami do muzyki rozrywkowej, co w przypadku Mehldaua wydaje się rozwiązaniem oczywistym. Przy pierwszym słuchaniu dzieła moją uwagę zwróciły przede wszystkim liryczne opracowania dwóch sonetów Szekspira (nr 147 i 75), Ganymed Goethego, także liryczny, oraz służący za kulminację wyrazową cyklu obsceniczny liryk the boys i mean are not refined Audena, wyjątkowo rytmiczny, o charakterze narastającej organicznie kulminacji, po której następowało stopniowe wyciszenie w ogniwach Sailing to Byzantium (Yeats), Night II (do tekstu Blake’a) i Lullaby (Auden). Charakter muzyki pasował zresztą do bardzo specyficznej maniery wykonawczej Bostridge’a. Artysta miał tu mnóstwo okazji do akcentowania i powolnego cedzenia poszczególnych słów, co bardzo lubi i co sprawia mu widoczną przyjemność. Partia fortepianu była mocno rozbudowana, a Mehldau nie ograniczał się tylko i wyłącznie do akompaniowania tenorowi, ale dopowiadał, pogłębiał i rozwijał wątki podjęte w tekstach. Większość ogniw wykonywana była attacca, co nadało dziełu spójnego, organicznego charakteru.

Naturalnym uzupełnieniem utworu Mehldaua był cykl Życie poety Roberta Schumanna, napisany do tekstów Heinricha Heinego w 1840 roku. Także tutaj tematem jest obsesyjna, niespełniona miłość, która prowadzi w końcu do makabrycznych fantazji o wrzucaniu do morza trumny ze zwłokami ukochanej. Myślę że Schumann mógłby tu uścisnąć sobie ręce z Berliozem, który w finale Fantastycznej zrobił ze swojej ukochanej wiedźmę, zjawiającą się na jego pogrzebie. Interpretacja Bostridge’a i Mehldaua była bardzo ekscentryczna. Już pierwsze ogniwo, Im wunderschönen Monat Mai, wykonane zostało w tempie niezwykle powolnym, było przeciągnięte, leniwe i arcydelikatne. W ogniwie trzecim i piętnastym uwagę zwracały tempa, które były tak szybkie, że śpiew ten był w zasadzie na granicy możliwości artykulacyjnych Bostridge’a. Było to wykonanie pełne ogromnych kontrastów wyrazowych, agogicznych i dynamicznych. Oczywiście można by się spierać czy były one zasadne. Czy było to naturalne? Czy było to zmanierowanie, mikrozarządzanie tekstem? Cóż, każdy ze słuchaczy znalazł  swoją własną odpowiedź na to pytanie. Dla mnie osobiście sposób wykonania tego dzieła przez Bostridge’a i Mehldaua był trafny. Jest to wszak utwór, który już z samej swej istoty jest przerysowany i emocjonalnie nadmiarowy, jak przecież wszystko co romantyczne. Kiedy więc jaskrawy tekst podświetlony został przez spiczastość interpretacji tenora, to całość tylko na tym zyskała. Głos Bostridge’a ściemnił się i zmatowiał przez lata, a wątpliwości mogły budzić jedynie nieliczne fragmenty wykonywane przez niego w wysokim rejestrze i głośnej dynamice – były one bardzo ostre, wręcz krzykliwe, co było chyba jednak trochę przerysowane. Fascynująco natomiast wypadło zakończenie, w którym Bostrigde śpiewał tak cicho, że był w zasadzie niesłyszalny. Mehldau trzymał się tekstu, akompaniował z uczuciem, dźwiękiem miękkim i pastelowym.
Publiczność przyjęła wykonanie z wielkim entuzjazmem, co skłoniło artystów do wykonania aż pięciu bisów. Były to Nacht und Träume Schuberta, These Foolish Things, In the Wee Small Hours of the Morning, Night and Day oraz Every Time We Say Goodbye. Zostały one przyjęte przez publiczność z wielkim entuzjazmem.

 

foto. I. Bostridge © Sim Canetty-Clarke, B. Mehldau © Michael Wilson

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.