Ani Thomas Beecham, ani Henry Wood nie pozostawili po sobie studyjnych nagrań utworów Siergieja Rachmaninowa. Z tym większym zainteresowaniem sięgnąłem więc po płytę firmy Biddulph, na której znalazły się dwa dzieła kompozytora — III Symfonia i Dzwony — zarejestrowane koncertowo pod batutą wspomnianych kapelmistrzów. Szczególnie wysokie oczekiwania miałem w stosunku do Beechama, którego interpretacje bardzo cenię. Wiedziałem, że wykonywał z Rachmaninowem Rapsodię na temat Paganiniego, ale nie miałem pojęcia, że dyrygował również Trzecią Symfonią. Obie rejestracje pochodzą z kolekcji Harolda Vincenta Marrota, melomana zafascynowanego zwłaszcza muzyką rosyjską, który dysponował sprzętem umożliwiającym utrwalanie radiowych transmisji na płytach. Dzięki temu zapisy brytyjskiej premiery Trzeciej pod dyrekcją Beechama (18 listopada 1937 roku) i Dzwonów pod Woodem (luty 1937 roku) dotrwały do naszych czasów.
Zacznijmy od III Symfonii. Beecham wykonał ją w Londynie ze swoją London Philharmonic Orchestra w listopadzie 1937 roku, a w następnym miesiącu poprowadził ją w Manchesterze z Hallé Orchestra. Potem nigdy do niej nie wrócił, podobno zniechęcony przez mało entuzjastyczne recenzje. Szkoda, bo być może dysponowalibyśmy nagraniem lepszej jakości niż to. Szczerze? Każde nagranie byłoby lepsze niż to, co dostajemy tutaj. Ale zanim wyleję na głowy czytających kubeł zimnej wody – kilka słów o interpretacji. Można powiedzieć, że to typowy Beecham. Wykonanie jest dynamiczne, pełne napięcia, mało sentymentalne. Początek pierwszego ogniwa jest dość statyczny i zdystansowany emocjonalnie, ale im dalej – tym lepiej, a zakończenie pełne jest ognia i dynamizmu. Problem w tym, że dotrwanie do niego to droga przez mękę. Lubię stare nagrania i mam wysoką tolerancję na szumy czy trzaski, ale to, co dzieje się tutaj, to nawet dla mnie stanowczo za dużo. Realizatorzy dźwięku nazywają takie zakłócenia żartobliwie „jajecznicą”. Wyobraźcie więc sobie, że wkładacie głowę do wiadra wypełnionego tą nieszczęsną (a dla niektórych polityków wyjątkowo problematyczną) potrawą. Mniej więcej tak można opisać męki czekające na słuchacza. Pierwsza część brzmi jeszcze „po japońsku” (czyli jako tako), ale druga i trzecia są już praktycznie niesłuchalne. Odsłuchałem je dwukrotnie podczas pisania tego tekstu i jestem pewien, że nigdy więcej do tego nagrania nie wrócę.
Dzwony brzmią może odrobinę lepiej niż Trzecia, ale o to akurat nietrudno. Kłopot (o ile można uznać to za kłopot) polega na tym, że utwór ten śpiewany jest tu… po angielsku. Rachmaninowa zainspirował wiersz Edgara Allana Poego z 1849 roku, ale pisząc tę symfonię w 1913 roku skorzystał ze swobodnego rosyjskiego przekładu przygotowanego przez poetę-symbolistę Konstantina Balmonta. Kiedy utwór był przygotowywany do publikacji w 1920 roku, do partytury dołączono angielskie tłumaczenie tekstu Balmonta, opracowane przez Fanny S. Copeland. Dlaczego kompozytor nie skorzystał z oryginału Poego? Odpowiedź jest prosta: muzyka była już ściśle związana z rosyjskim tłumaczeniem, a dostosowanie jej do angielskiego pierwowzoru wymagałoby w praktyce napisania utworu od nowa.
Interpretacja Wooda jest dynamiczna, pełna energii. Świetnie wypada początek drugiego ogniwa, w którym rzeczywiście można w tym wykonaniu usłyszeć imitację bicia dzwonów. Tempa są szybkie, co sprawia, że utwór nie dłuży się (a Dzwony potrafią się ciągnąć, oj potrafią…), a słuchacz nie musi męczyć się trzaskami. Soliści męscy prezentują się znakomicie, gorzej wypada sopranistka — jej głos jest zbyt mały i pozbawiony nośności. W wykonaniu brał udział ogromny chór, liczący aż czterysta osób. Niestety, na zachowanym nagraniu wcale nie słychać tej imponującej skali.
Podsumowując — duże rozczarowanie. Uwielbiam stare nagrania, ale te są zwyczajnie zbyt męczące w odbiorze, by można było je polecić. Nawet najlepsze interpretacje tracą sens, jeśli nie sposób czerpać satysfakcji ze słuchania. A szkoda, bo przecież niemal równocześnie (w 1939 roku) Rachmaninow zarejestrował swoją III Symfonię w Filadelfii — i tamto nagranie brzmi co najmniej przyzwoicie. Tego Beechama i Wooda radzę jednak odpuścić.
Siergiej Rachmaninow
III Symfonia a-moll op. 44
London Philharmonic Orchestra
Sir Thomas Beecham – dyrygent
Dzwony op. 35
Isobel Baillie – sopran
Parry Jones – tenor
Roy Henderson – baryton
BBC Symphony Orchestra
Philharmonic Choir
Sir Henry Wood – dyrygent
Biddulph
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl