Debiut Yaroslava Shemeta w Filharmonii Krakowskiej

W piątek i w sobotę w Filharmonii Krakowskiej odbyły się dwa koncerty na zakończenie karnawału. Ich program był pomyślany bardzo ciekawie, zawierał dzieła lubiane i atrakcyjne, przyciągnął liczną publiczność, dlatego konieczne były też dostawki. Myślą przewodnią łączącą wszystkie trzy utwory były związki pomiędzy kulturami muzycznymi Stanów Zjednoczonych i Europy. Na pierwszy ogień poszedł Amerykanin w Paryżu Georga Gershwinna z 1928 roku. Pozycja dość oczywista i w zasadzie autobiograficzna – tytuł mówi o niej wszystko. Na odwrotnej zasadzie powstał Koncert G-dur Maurice’a Ravela, ukończony przez francuskiego kompozytora w 1931 roku pod wpływem wizyty w USA, pełnymi garściami czerpiący z muzyki jazzowej (i z folkloru baskijskiego). Drugą część wieczoru wypełniła Dziewiąta Antonína Dvořáka, prawykonana w 1893 roku w Carnegie Hall w Nowym Jorku. Dzieła te poprowadził debiutujący w Filharmonii Krakowskiej Yaroslav Shemet. Po raz pierwszy słyszałem w sobotę szefa Filharmonii Śląskiej kierującego inną orkiestrą, co było ciekawym i pouczającym doświadczeniem.

Amerykanin w Paryżu wypadł rewelacyjnie. Po raz pierwszy słyszałem Orkiestrę Filharmonii Krakowskiej grającą na takim luzie, tak barwnie i z taką energią. Shemet wydobył z partytury mnóstwo ciekawych detali, zwłaszcza w partii blachy, co miało przełożenie na umiejętnie podkreślone akcenty humorystyczne. Także saksofony spisały się na medal. Klaksony też, aczkolwiek trzeba było je nieco wyciszyć, umieszczając pod materiałem. Poprzednim razem słyszałem to dzieło pod batutą Slatkina w NOSPR. Wykonanie Shemeta stawiam ex aequo tamtej interpretacji.
Partię solową w Koncercie Ravela wykonywał, po raz pierwszy zresztą, francuski pianista Christophe Alvarez. Nie zaliczę jego interpretacji do grona tych, które zapadają w pamięć czy czymkolwiek się wyróżniają. O ile pierwsza część wypadła względnie dobrze, o tyle w drugiej artysta nie do końca wiedział jak płynnie prowadzić kantylenę, która rwała się, a niektóre dźwięki były w niej wykonywane dziwnie niepewnie. W finale pianista bardzo pędził, a w jednym miejscu wszedł o cztery takty za wcześnie, co na kilka chwil wytrąciło orkiestrę z równowagi. Całe szczęście Shemet zachował przytomność umysłu i wykonawcom udało się w końcu złapać. Na bis Alvarez wykonał Menueta Ravela. Cóż… nie będę jego interpretacji wspominał z wypiekami na twarzy. Co innego jeśli chodzi o wykonanie partii orkiestry – było lekkie, przejrzyste, pełne humoru, zmysłowości i charakteru.

Jeśli zaś o Dziewiątą Dvořáka chodzi, to ostatni raz słyszałem ją właśnie w wykonaniu Shemeta w Katowicach, na inauguracji Konkursu Fitelberga w listopadzie 2023 roku (dla przypomnienia – link TUTAJ). Zapamiętałem to wykonanie bardzo dobrze, a w uszy natychmiast rzuciły mi się wyraźne różnice, świadczące o tym, że wypracowana przez dyrygenta koncepcja tego dzieła cały czas zmienia się i ulega modyfikacjom. Moją uwagę zwrócił przede wszystkim sposób, w jaki Shemet potraktował tempa w pierwszej części – temat drugi/łącznik, grany przez obój i flet, został tym razem wykonany wartko, a mocne zwolnienie nastąpiło dopiero przy temacie trzecim (tym wprowadzanym przez flet solo). Largo ponownie było piękne, prowadzone z wyczuciem i uczuciem. Mocno od wykonania katowickiego różniło się Scherzo – tym razem tria były prowadzone dużo szybciej, a Shemet wyraźnie podkreślił ich taneczny charakter. Podobało mi się też wydobycie klarnetu z zespołu – to mały detal, a zawsze cieszy ucho. Frapująco wypadło zakończenie tego ogniwa, z mocnym, retorycznym zwolnieniem na sam koniec. Nie rozczarował też grany w szybkim tempie, dynamiczny finał, w którym Shemet pod sam koniec ponownie wprowadził wyraziste zwolnienie tempa, które doskonale w tym miejscu pasowało. Publiczność przyjęła dyrygenta z wielkim entuzjazmem i szybko urządziła mu owację na stojąco.
Słuchając tego wykonania i porównując brzmienie Orkiestry Filharmonii Krakowskiej z brzmieniem Orkiestry Filharmonii Śląskiej bardzo wyraźnie zdałem sobie sprawę jak długą drogę przebył drugi z tych zespołów i jak bardzo się rozwinął. Kwintet w krakowskim zespole nie brzmi jeszcze zbyt soczyście, a i niektóre wejścia blachy nie były zbyt pewne, ale potencjał bez wątpienia tam jest. Życzę przyszłemu szefowi tej placówki, aby był w stanie go wydobyć.

 

foto. Piotr Markowski Photography

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.