Kate Liu gra Beethovena & Brahmsa

Kate Liu nie jest artystką, która rozpieszcza słuchaczy nadmiarem nowych albumów. Dość przypomnieć, że ta laureatka III nagrody Konkursu Chopinowskiego w 2015 roku wydała przez ten czas… jedną płytę — zresztą zaraz po konkursie, kiedy publikowano nagrania uczestników. Później nastała cisza, także koncertowa — przez jakiś czas artystka nie występowała z powodu kontuzji ręki. Później co prawda wróciła na estrady, ale o żadnych albumach studyjnych nie było mowy. Bynajmniej nie dlatego, żeby wydawnictwa płytowe nie były nią zainteresowane — to sama Liu konsekwentnie odmawiała nagrań, argumentując, że nie jest gotowa na utrwalanie swoich interpretacji. Melomanom nie pozostawało więc nic innego, jak jeździć na jej koncerty. Jest czego na nich słuchać — pisałem już o jej zeszłorocznym występie w ramach festiwalu „Chopin i jego Europa” (dla przypomnienia — link TUTAJ). Nie ukrywam też, że chętnie wpadałbym częściej na jej recitale, gdyby ich terminy były bardziej dogodne. Wracając do meritum — pianistka zdecydowała się w końcu na nagranie studyjne dla firmy Orchid, a na ten swój pierwszy po dekadzie (!!!) album wybrała dwa dzieła: późną (i przedostatnią) Sonatę As-dur op. 110 nr 31 Ludwiga van Beethovena oraz młodzieńczą III Sonatę f-moll op. 5 Johannesa Brahmsa. Niebanalne, intrygujące zestawienie, wymagające przy tym nie lada dojrzałości!

Sonata Beethovena rozpoczyna się miękko i śpiewnie. Liu doskonale wie, jak powinno wypaść ogniwo oznaczone Moderato cantabile molto espressivo. Brzmi ono dokładnie tak, jak życzył sobie kompozytor — miękko, śpiewnie i ekspresyjnie. Choć warto zaznaczyć, że Liu nie trzyma się tu niewolniczo zapisu partytury, lecz wprowadza także fermaty w miejscach, w których nie zostały one zapisane, a przed sforzatami stosuje zwyczajowo niewielkie zwolnienia tempa. Czy jest to maniera? Trochę tak, ale artystka ma na tyle smaku i wyczucia, że niemal wcale mi to nie przeszkadzało. Oparta na dwóch pieśniach ludowych część szybka została zagrana ostro i wyraziście, z doskonale oddanymi zmianami tempa. Liu nie szarżuje tutaj, nie gra zbyt ostro. Jest wyrazista, ale potrafi zachować umiar. Finał jest pięknie zbudowany, a artystka ma doskonałe wyczucie, jeśli chodzi o nadanie narracji ciągłości. A trzeba pamiętać, że znajduje się tu kilka mocno kontrastujących ze sobą epizodów (w dużym uproszczeniu — arioso, potem fuga, potem powrót ariosa, znów fuga i homofoniczne zakończenie). Całość rozpoczyna się od ariosa, w którym Liu świetnie podkreśla śpiewność i wokalne konotacje związane z takim określeniem. To scena operowa, lament bez słów (Beethoven wpisał tam zresztą Klagender Gesang, Arioso dolente). Moment wyłonienia się tematu fugi z ciemności jest absolutnie zjawiskowy, podobnie jak czytelność prowadzenia odcinków polifonicznych. Poruszający powrót tematu ariosa (kompozytor życzył sobie, aby brzmiał nie tylko lamentująco, lecz również aby oddawał wrażenie wyczerpania emocjonalnego), świetnie zbudowana ostatnia kulminacja… Jednym słowem — bomba! Jest tu też owa specyficzna aura, koncentracja znana z koncertowych występów Liu. Udało jej się przenieść ją do studia nagraniowego — a nie każdemu się to przecież udaje.

Liu rozpoczyna Sonatę Brahmsa w powolnym tempie — dostojnie, majestatycznie, ale też niezwykle barwnie. W drugim temacie dość mocno zwalnia, ale później nadrabia to z nawiązką w ekscytującej kulminacji w przetworzeniu. Odniosłem jednak wrażenie, że dość luźno podeszła do formy tego ogniwa, potraktowała ją w dość rapsodyczny sposób. Także Andante espressivo pianistka wykonuje dość powoli, ale jak śpiewnie brzmi muzyka pod jej palcami! Ile wyraża! Ile barw! Ile czułości! Coś pięknego! Słuchałem tego wykonania z zachwytem. Scherzo również nie rozczarowuje — pełne jest zadziorności i demonizmu. Trio jest mocno skontrastowane, wyraźnie wolniejsze od części zasadniczych. Intermezzo z subtelnie granym, barwnym i pełnym głębi motywem losu — przepiękne. Sposób, w jaki Liu buduje napięcie w finale, jest porywający i imponujący. Co za wyobraźnia!

Kate Liu jest artystką specyficzną, gra po swojemu, ale jej interpretacje są immersyjne — wciągają bez reszty, nie pozwalają pozostać obojętnym. Potrafi śpiewać fortepianem, ma niezwykłe wyczucie barwy, choć jej gra jest czasami bardziej rapsodyczna niż zdyscyplinowana. Taki jej urok. Ja to kupuję. A płytę gorąco polecam!

 

Ludwig van Beethoven
Sonata fortepianowa As-dur op. 110 nr 31

Johannes Brahms
III Sonata fortepianowa f-moll op. 5

Kate Liu – fortepian

Orchid Classics

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.