Tak się jakoś ciekawie składa, że za każdym razem jak idę na koncert Lisy Batiashvili to gra ona akurat Koncert D-dur Ludwiga van Beethovena. Słyszałem ją już więc w roli wykonawczyni tej partii wiele lat temu z orkiestrą z Rotterdamu i Yannickiem Nézet-Séguinem, a później z Concertgebouw i Paavo Järvim. Dziś przyszła kolej na orkiestrę, której nie miałem jeszcze okazji usłyszeć na żywo: Münchner Philharmoniker. Utworzona w 1893 roku, brała udział (jeszcze jako Kaim Orchester) w prawykonaniach Czwartej i Ósmej Mahlera pod batutą kompozytora, a później prawykonała także Pieśń o ziemi z Bruno Walterem. Długa lista dyrektorów muzycznych obejmuje takie postacie jak m.in. Felix Weingartner, Oswald Kabasta, Hans Rosbaud, Rudolf Kempe, Sergiu Celibidache, James Levine, Christian Thielemann, Lorin Maazel, czy, last but certainly least, niejaki Valery Gergiev.
W przyszłym roku dyrektorem Münchner Philharmoniker zostanie Lahav Shani, obecny szef Israel Philharmonic Orchestra. Nominacja ta spotkała się z różnymi reakcjami: część osób przyjmuje ją z entuzjazmem, inni wyrażają obawy w związku z jego powiązaniem z Izraelem, którego zbrodnicze działania w Gazie budzą oburzenie społeczności międzynarodowej. Warto jednak pamiętać, że Shani jest przede wszystkim artystą, a nie politykiem, i że ocena jego pracy artystycznej nie powinna być mylona z oceną działań rządowych.
W trakcie wykonywania pierwszego ogniwa Koncertu D-dur Beethovena okazało się, że od bieżących wydarzeń politycznych uciec się nie da, a wykonanie przerwała propalestyńska demonstracja kilku osób ze strefy z wejściówkami. Była zresztą na tyle głośna i skuteczna, że przerwała na moment koncert. Artyści po chwili przerwy podjęli grę i doprowadzili całość do końca. Było to liryczne, delikatne wykonanie, które Batiashvili urozmaiciła pikantnymi kadencjami alfreda Schnittkego, które bardzo lubi i które zawsze w tych okolicznościach wykonuje. Shani akompaniował starannie i z wyczuciem, odnosiło się jednak wrażenie, że wszyscy nie tyle swobodnie muzykują, co z pewnym napięciem starają się doprowadzić wykonanie do końca. To się zresztą udało. Podziwiam zdolności koncentracji!
W drugiej części wieczoru Shani poprowadził Tańce symfoniczne Siergieja Rachmaninowa. Słyszałem je ostatnio w niespecjalnie ciekawym wykonaniu Jakuba Hrůšy, ciekaw więc byłem porównania z Izraelczykiem. Ten poprowadził wykonanie, które nie było tak szczególarskie jak to czeskiego dyrygenta. Było natomiast dość ciężkie, a przez to mało taneczne. Zdarzało się, że rytmy były zamazane, a tak ważna tutaj partia perkusji nie została w dostatecznym stopniu wydobyła z brzmienia. W orkiestrze zdarzały się drobne nieścisłości intonacyjne, które pogłębiały niedostatek wrażeń. Ostre wojskowe rytmy pojawiające się pod koniec trzeciego ogniwa brzmiały tym razem ciężko i wyjątkowo ponuro. To muzyka, która wymaga większej intensywności, wręcz ekstatyczności, zwłaszcza w kulminacjach. Nie wiem czy przypadkiem najlepszym wykonaniem, które słyszałem na żywo w ostatnich latach nie było to Elim Chan z Wiener Symphoniker, na którym byłem w tej samej sali kilka lat temu (choć nie wiem czy Mariss Jansons z Bawarczykami na żywo w NOSPR nie był jednak lepszy… Ale to było dawno temu). Orkiestra reprezentuje wysoki poziom, ale nie jest to jednak pierwsza liga w rodzaju Berlińczyków, Wiedeńczyków czy… Symphonieorchester des Bayerischen Rundfunks.
Na bis zabrzmiał Nemrod z Wariacji Enigma Edwarda Elgara.
Foto. Julia Wesely/Musikverein Wien
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl