Salome Richarda Straussa w Operze Wrocławskiej

Po 119 latach Salome Richarda Straussa wróciła na deski Opery Wrocławskiej. Wrocław był drugim miastem (po Dreźnie, gdzie opera zabrzmiała w grudniu 1905 roku), w którym wykonano to dzieło — już w lutym 1906 roku. Kompozytor nie dyrygował wówczas przedstawieniem, ale był obecny i nadzorował przygotowania do wystawienia swojej jednoaktówki. Później często odwiedzał Wrocław, prowadząc wykonania własnych utworów.

Tym razem na podium dyrygenckim stanął Yaroslav Shemet, który z konieczności musiał poprowadzić orkiestrę w znacznie zredukowanym składzie — kanał orkiestrowy nie pozwalał na wykorzystanie pełnej obsady. Byłem po raz pierwszy w Operze Wrocławskiej i po raz pierwszy słyszałem jej orkiestrę, więc nie mam porównania z innymi produkcjami. Muszę jednak stwierdzić, że podczas wczorajszego przedstawienia wypadła bardzo dobrze. Warto docenić staranność intonacji (we wszystkich sekcjach, a zwłaszcza w dętych blaszanych), precyzję wejść oraz naturalność koncepcji Shemeta, który dbał o odpowiednie urozmaicenie narracji i utrzymanie wysokiego poziomu napięcia. A pod tym względem jest to utwór wyjątkowo wymagający. Jedynym mankamentem było to, że w miejscu na parterze, w którym siedziałem, dźwięk nie był jeszcze w pełni stopiony, a brzmienie poszczególnych sekcji nie łączyło się ze sobą tak, jak zapewne byłoby to słyszalne z dalszych rzędów.

Również strona wokalna prezentowała bardzo wysoki poziom. Rolę tytułową kreowała Natalia Rubiś, dysponująca odpowiednią siłą głosu i znakomitą kondycją. Świetny był Jochanaan w wykonaniu Oleksandra Pushniaka, którego głos był jednocześnie ciepły i potężny. Bardzo dobre wrażenie pozostawił także delikatny, liryczny Narraboth Macieja Kwaśnikowskiego. Herodiada Jadwigi Postrożnej i Herod Norberta Ernsta wykonali swoje partie satysfakcjonująco, choć są to postacie, z których można wydobyć więcej groteski i diaboliczności. Zwłaszcza tetrarcha był tu dość poważny i statyczny. Ta dwójka śpiewaków miała też chyba największe trudności z przebiciem się przez orkiestrę, zwłaszcza gdy śpiewali z tyłu sceny.

Reżyserię tej wersji Salome przygotował Mariusz Treliński. Nie jest to produkcja nowa — po raz pierwszy wystawiono ją w Pradze w 2014 roku, a później w Warszawie. Tym razem musiała zostać przystosowana do stosunkowo niewielkiej sceny wrocławskiej, przez co dramat zyskał nieco bardziej kameralny wymiar niż w stolicy. Akcja toczy się w realiach przypominających bananową republikę, a Jochanaan jest więźniem przetrzymywanym za kratami w piwnicy domu Heroda. Co znamienne — nie widzimy go przez całe przedstawienie. Do tej koncepcji nie jestem w pełni przekonany, choć podobał mi się sposób przedstawienia głównej bohaterki, potraktowanej ze zrozumieniem i współczuciem. Z drugiej strony rozbawił mnie wielki pająk grasujący po sypialni Salome. Opera obyła się też bez ikonicznego, kończącego ją pocałunku obciętej głowy. Treliński nie pokazał również śmierci Salome, choć oczywiście Herod wzywa swoich żołnierzy do jej zabicia.

Za scenografię odpowiadał Boris Kudlička — i była ona naprawdę znakomita. Wielkie brawa należały się również osobom odpowiedzialnym za jej szybkie zmiany: potrafili uwinąć się błyskawicznie. Było to szczególnie widoczne pod koniec Tańca siedmiu zasłon (który w tej inscenizacji był retrospekcją, ukazującą molestowanie Salome przez Heroda), kiedy to Shemet trzymał końcowy tryl przez ponad pół minuty, by umożliwić zmianę dekoracji. Z pewnością było to ciekawsze doświadczenie niż koncertowe wykonanie Salome, które słyszałem około siedmiu lat temu w NOSPR.

 

foto. Karpati&Zarewicz / Opera Wrocławska

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć niezależną krytykę? Odwiedź mój profil w serwisie Patronie.pl i zostań mecenasem Klasycznej Płytoteki:

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.