Poniedziałkowy koncert Wiener Philharmoniker pod batutą pianisty, dyrygenta i kompozytora Thomasa Adèsa miał bardzo zróżnicowany, rozbudowany i niebanalnie ułożony program, którego motywem przewodnim były zmiany stylistyk w różnych epokach.
Brytyjczyk rozpoczął wykonaniem Symfonii A-dur nr 64 Tempora mutantur Josepha Haydna, jedną z ostatnich symfonii stworzonych w okresie Sturm und Drang. W odróżnieniu od wielu innych podtytułów (które nadawali utworom wydawcy), ten pochodzi od samego autora. Haydn prawdopodobnie znał to powiedzenie w wersji Johna Owena, zawartej w zbiorze Epigrammata – Tempora mutantur, nos et mutamur in illis; Quo modo? fit semper tempore pejor homo (łac. „Czasy się zmieniają i my zmieniamy się wraz z nimi; Jak? Człowiek zawsze zmienia się na gorsze”). Pesymizmu zawartego w tej sentencji nie sugeruje sama muzyka – utwór kończy się radośnie. Przeznaczony jest na 2 oboje, 2 waltornie i smyczki. Zabrzmiał pod batutą Brytyjczyka rześko i z energią, a dyrygent czytelnie podkreślił zmiany dynamiki w drugiej części, odpowiadające pytaniu i odpowiedzi z sentencji. Brzmienie Wiedeńczyków było jędrne i mięsiste, kantylenę prowadzili przepięknie, a frazowanie było niezwykle eleganckie. Nie było tu nic z suchości, jaka charakteryzuje wykonania poinformowane historycznie.
Brytyjczyk rozpoczął wykonaniem Symfonii A-dur nr 64 Tempora mutantur Josepha Haydna, jedną z ostatnich symfonii stworzonych w okresie Sturm und Drang. W odróżnieniu od wielu innych podtytułów (które nadawali utworom wydawcy), ten pochodzi od samego autora. Haydn prawdopodobnie znał to powiedzenie w wersji Johna Owena, zawartej w zbiorze Epigrammata – Tempora mutantur, nos et mutamur in illis; Quo modo? fit semper tempore pejor homo (łac. „Czasy się zmieniają i my zmieniamy się wraz z nimi; Jak? Człowiek zawsze zmienia się na gorsze”). Pesymizmu zawartego w tej sentencji nie sugeruje sama muzyka – utwór kończy się radośnie. Przeznaczony jest na 2 oboje, 2 waltornie i smyczki. Zabrzmiał pod batutą Brytyjczyka rześko i z energią, a dyrygent czytelnie podkreślił zmiany dynamiki w drugiej części, odpowiadające pytaniu i odpowiedzi z sentencji. Brzmienie Wiedeńczyków było jędrne i mięsiste, kantylenę prowadzili przepięknie, a frazowanie było niezwykle eleganckie. Nie było tu nic z suchości, jaka charakteryzuje wykonania poinformowane historycznie.
Drugim punktem programu był Koncert fortepianowy Adèsa. Pisałem już o nim w kontekście nagrania kompozytora z Kirillem Gersteinem jako wykonawcą partii solowej (link TUTAJ) i w kontekście koncertu tych samych artystów z ORF RSO Wien w Musikverein (link TUTAJ). Tym razem partię solową wykonał Igor Levit, którego słyszałem do tej pory jedynie raz, do tego w utworach kameralnych. Zagrał swoją partię inaczej niż Gerstein, może bardziej sucho, dźwiękiem jaśniejszym, bardziej intelektualnie od niego. Orkiestra wypadła znakomicie – Wiedeńczycy (którzy wykonywali to dzieło po raz pierwszy) mają jednak zdecydowanie bardziej bogate i zniuansowane barwowo brzmienie niż wiedeńska radiówka. Kulminacje były zrealizowane z ogniem, a publiczność przyjęła to dzieło z dużym entuzjazmem, gorąco oklaskując solistę i dyrygenta. Levit wykonał na bis Impromptus Ges-dur op. 90 nr 3 Franza Schuberta.
Drugą część koncertu otworzyło krótkie (ok. 7 minut) dzieło György Kurtága Petite musique solennelle en homage a Pierre Boulez, hołd złożony Francuzowi z okazji 90. urodzin, które obchodził w 2015 roku. Autor tej kompozycji był niewiele młodszy kiedy pisał to dzieło, miał bowiem wówczas 89 lat. Obecnie, co łatwo policzyć, ma 99 lat i nadal aktywnie uczestniczy w życiu muzycznym. Jeśli chodzi o dzieło, to brzmienie orkiestry jest w nim wzbogacone m.in. o pianino, flet basowy, bajan (rosyjski akordeon), cymbały czy czelestę. Pomimo dużego składu jest to dzieło dość surowe i monolityczne w brzmieniu, a obfitość zastosowanych instrumentów nie znajduje uzasadnienia w charakterze muzyki. Po prostu większości z nich nie słychać.
Drugą część koncertu otworzyło krótkie (ok. 7 minut) dzieło György Kurtága Petite musique solennelle en homage a Pierre Boulez, hołd złożony Francuzowi z okazji 90. urodzin, które obchodził w 2015 roku. Autor tej kompozycji był niewiele młodszy kiedy pisał to dzieło, miał bowiem wówczas 89 lat. Obecnie, co łatwo policzyć, ma 99 lat i nadal aktywnie uczestniczy w życiu muzycznym. Jeśli chodzi o dzieło, to brzmienie orkiestry jest w nim wzbogacone m.in. o pianino, flet basowy, bajan (rosyjski akordeon), cymbały czy czelestę. Pomimo dużego składu jest to dzieło dość surowe i monolityczne w brzmieniu, a obfitość zastosowanych instrumentów nie znajduje uzasadnienia w charakterze muzyki. Po prostu większości z nich nie słychać.
Następnie zabrzmiał utwór samego Bouleza: Messagesquisse na wiolonczelę solo (w tej roli grał Tamás Varga) i zespół 6 wiolonczel, kompozycja z 1976 roku, napisana na zamówienie Mścisława Rostropowicza, który chciał uczcić 70. urodziny dyrygenta Paula Sachera. Zamówił w tym celu utwory na wiolonczelę u dwunastu kompozytorów (także m.in. u Brittena, Dutilleuxa i, last but certainly not least, Lutosławskiego), a wspólnym mianownikiem wszystkich dzieł było to, że zawierały motyw Sachera, złożony z dźwięków Es A H E Re (czyli D). Wszystkie dzieła zebrano później razem jako 12 Hommages à Paul Sacher. Tytuł utworu Bouleza jest połączeniem angielskiego wyrazu Message (wiadomość) i francuskiego słowa Esquisse (szkic). W tym z kolei dziele zwracała uwagę rozmaitość zastosowanych środków artykulacyjnych – a co arco, a to pizzicato, a to col legno, wszystko w różnych kombinacjach rytmicznych i dynamicznych. Było to interesujące przez bardzo krótką chwilę, a ponieważ utwór jest nieco dłuższy, to szybko stało się nudnawe. Pietyzm wykonania zwracał w tym wypadku większą uwagę niż jakość samej muzyki.
Ostatnim utworem w programie była złożona z trzech ogniw rapsodia Taras Bulba Leosa Janáčka, oparta na wątkach z powieści Nikołaja Gogola. Porusza ona temat walki Kozaków z I Rzeczpospolitą. Brytyjczyk nie raz i nie dwa pokazał już, że wyjątkowo dobrze czuje i rozumie muzykę czeskiego twórcy. Nic więc dziwnego, że wykonanie pod jego batutą było porywające, pełne jaskrawych kontrastów, ostrej rytmiki i tej specyficznej kanciastości, które składają się na tę żywiołową i pełną namiętności muzykę. Orkiestra grała na pełnych obrotach, ale wykonanie imponowało także przywiązaniem do detali. Otóż Janáček w dość specyficzny sposób zanotował partię talerzy: ich uderzenia zapisane są za pomocą dwóch nut, ale jedna z nich ma ogonek podniesiony do góry, a druga opuszczony do dołu. Czasem wykonuje się to za pomocą standardowej pary talerzy orkiestrowych trzymanych w dłoniach, czasem zaś za pomocą talerzy zawieszanych, w które uderza się dwa razy pałeczką. Adès rozwiązał to w ten sposób, że perkusista miał do dyspozycji dwa zawieszane talerze (jeden większy, drugi mniejszy) i uderzał w nie pałeczkami naprzemiennie, co dawało sugestywny odgłos, bardzo mocno kojarzący się z uderzeniami szabel.
Sugestywny był też zresztą sposób dyrygowania Adèsa – rozrzutny pod względem gestów, ale jednocześnie trafny, a każdy ruch, podniesienie dłoni do góry czy delikatny ruch w dół natychmiast znajdowały odzwierciedlenie w brzmieniu. Nie miałem żadnej wątpliwości, że widzę artystę silnie przeżywającego wykonywane dzieła, w pełni zaangażowanego w to co robi.
Biorąc pod uwagę wszystkie dyrygentki i dyrygentów, których słyszałem w maju, śmiało mogę wyznaczyć wyraźną linię pomiędzy żywymi metronomami (Alsop, Zweden), a wizjonerami angażującymi się całym sobą w wykonywanie muzyki (Adès, Harding, Nelsons, Shemet). Jeśli będziecie mieli okazję wysłuchać na żywo Thomasa Adèsa – skorzystajcie z niej. To wybitny artysta nie bojący się odważnych i przemyślanych propozycji repertuarowych. W planach miał także wykonanie na bis jednego z walców Johanna Straussa II, ale, niestety, Wiedeńczycy bisów nie przewidują.
Biorąc pod uwagę wszystkie dyrygentki i dyrygentów, których słyszałem w maju, śmiało mogę wyznaczyć wyraźną linię pomiędzy żywymi metronomami (Alsop, Zweden), a wizjonerami angażującymi się całym sobą w wykonywanie muzyki (Adès, Harding, Nelsons, Shemet). Jeśli będziecie mieli okazję wysłuchać na żywo Thomasa Adèsa – skorzystajcie z niej. To wybitny artysta nie bojący się odważnych i przemyślanych propozycji repertuarowych. W planach miał także wykonanie na bis jednego z walców Johanna Straussa II, ale, niestety, Wiedeńczycy bisów nie przewidują.
foto. Wiener Philharmoniker / Raphael Mittendorfer
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl