Festiwal Szostakowicza w Lipsku – dzień czwarty

Niedziela była moim ostatnim dniem na Festiwalu Szostakowicza w Lipsku. Mogłem pójść tylko na poranny koncert, a tak się szczęśliwie złożyło że grała wówczas Boston Symphony Orchestra. Nelsons poprowadził podczas niego dwie symfonie – SzóstąPiętnastą. Tak się składa, że pisałem już o nagraniach obu tych dzieł po jego batutą (linki TUTAJTUTAJ), oceniając je wysoko.
VI Symfonia h-moll z 1939 roku jest dziełem enigmatycznym. Składa się z części wolnej, tragicznego, mrocznego Largo, po której następują dwa ogniwa szybkie – AllegroPresto. Kiedy słucham tego utworu, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest to pewnego rodzaju dialog z Czajkowskim, a konkretniej z jego Szóstą, Patetyczną. Ona także napisana została w h-moll, część pierwsza to lament, po którym następują dwa pogodne ogniwa. O ile część pierwsza (i ostatnia, ale o niej za chwilę) to muzyka reprezentująca świat wewnętrznych przeżyć, o tyle drugie i trzecie ogniwo to muzyka zewnętrznej celebracji, sztucznie przyczepionego uśmiechu. Wszelkie złudzenia niszczy u Czajkowskiego tragiczny finał, Adagio lamentoso. Było to ogniwo, którego ze względu na okoliczności (wymagano przecież wówczas pisania muzyki optymistycznej i afirmacyjnej, a twórca dopiero co wychodził z ostrego kryzysu wizerunkowego po ataku w „Prawdzie”) Szostakowicz nie mógł napisać. Napisał za to finał, który jest czystą burleską, muzyką rodem z jakiegoś zwariowanego cyrku. Nelsonowi znakomicie wyszło wykonanie tej symfonii. W pierwszym ogniwie na szczególną uwagę zasługiwały solówki fletu, rożka angielskiego, trąbki i harfy. Dyrygent trzymał odpowiednie tempo – wolne, ale nie nazbyt powolne, dobrane tak, że orkiestra mogła wydobyć z tej muzyki napięcie, atmosferę grozy i tajemnicy. Chwała też Nelsonowi za to, że tak wyraziście oddzielił od siebie szybkie Allegro i bardzo szybkie Presto – dzięki temu każde z ogniw miało swój własny wyraz i własny charakter. Orkiestra sprawiła się wspaniale, jedynie tam tam i wielki bęben były momentami za słabo słyszalne w odcinkach tutti. To bardzo atrakcyjne dzieło i dziwię się, że wykonuje się je tak rzadko. Ja słyszałem je do tej pory jedynie raz, wiele lat temu, w wykonaniu Orkiestry Filharmonii Narodowej pod Jerzym Semkowem.

Także rzadko wykonywana (słyszałem ją po raz pierwszy) XV Symfonia z 1971 roku jest tragifarsą. Znajdziemy tu mnóstwo cytatów – a to fragment z Wilhelma Tella Rossiniego, a to Walkiria Wagnera, a to jego Tristan. Przejmujące jest przedziwne zakończenie, z powoli wygasającą, tykającą perkusją. To muzyka wpatrująca się w pustkę, bardzo poruszająca. Podobnie jak w przypadku Ósmej, jej wykonanie pod batutą Nelsonsa było nierówne. Ogniwa nieparzyste wyszły znakomicie – były pełne humoru i charakteru. Ale kiedy tempo zwalniało – ulatywała gdzieś też koncentracja i tworzyły się kojarzone z Schubertem niebiańskie dłużyzny. Intrygującym pomysłem było natomiast połączenie obu utworów – niejednokrotnie słuchając Piętnastej słyszałem łudząco podobne rozwiązania instrumentacyjne co w LargoSzóstej – tryle w wiolonczelach z melodią w dętych drewnianych. Zbytecznym jest mówić, że od strony jakości brzmienia wykonanie było absolutnie zjawiskowe. Ponownie – bez słabych punktów.

Jeśli miałbym porównać wszystkie wykonania symfonii, które usłyszałem w Lipsku, to bezdyskusyjnie w pamięć najbardziej zapadła mi Jedenasta, potem ex eaquo umieszczam CzwartąSzóstą, a następnie, też ex aequo, ÓsmąPiętnastą, których interpretacje najmniej mnie porwały. Ale ogólnie poziom muzyczny całej imprezy jest (bo festiwal nadal trwa) bardzo wysoki. Również jeśli chodzi o organizację wszystkich wydarzeń (np. przed każdym koncertem odbywały się dwie prelekcje – po niemiecku i angielsku) i o ogólną atmosferę, to była to bomba. Organizatorzy innych festiwali mogliby się dużo nauczyć od ekipy w Lipsku.

 

foto. Jens Gerber

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

 

2 thoughts on “Festiwal Szostakowicza w Lipsku – dzień czwarty

  1. Wielka szkoda, że wyjechał Pan po porannym koncercie. Bardzo liczyłem na recenzję recitalu Danilla Trifonova (i Nikolaja Szeps-Znaidera). O ile sonat w wykonaniu Trifonova słuchało się z zapartym tchem, to wykonanie sonaty na skrzypce i fortepian było już czymś kosmicznym. To był przykład perfekcyjnej współpracy obydwu muzyków. Co ciekawe, kulminacją koncertu okazał się… bis. Niestety, nie padła informacja, co to za dzieło (całkiem sporych rozmiarów, jak na bis). To właśnie wtedy publiczność zerwała się z foteli do owacji na stojąco, a ja miałem ochotę rzucić się z euforii na scenę. Pełna zgoda co do poziomu festiwalu i jego organizacji. Piszę z punktu widzenia zwykłego słuchacza, choć moje odczucia są zbieżne z Pańskimi. Jedenasta symfonia (która była dla mnie szokiem) i ogólna atmosfera imprezy sprawiła, że (również po czterech dniach pobytu w Lipsku) postanowiłem… wrócić na festiwal na dwa ostatnie koncerty.

    1. Wcale się nie dziwię, że chce Pan wrócić! Generalnie to wątpię, aby szybko powtórzyła się okazja, aby usłyszeć na żywo niektóre utwory – choćby II i III Symfonię. Daleko mi do twierdzenia, że to najlepsze utwory Szostakowicza, ale usłyszeć na żywo można – chociaż raz, jako ciekawostkę. No i będzie wtedy Babi Jar!… Życzę silnych wrażeń!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.