Nie opanowałem jeszcze niestety umiejętności bilokacji, dlatego też w piątek trzeba było wybierać – albo Argerich & Pacini, albo Sol Gabetta, Paavo Järvi i Tonhalle-Orchester Zürich z Koncertem wiolonczelowym Schumanna i Pierwszą Mahlera. Wybrałem Marthę w Konzerthausie, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Paavo Järvi wystąpił bowiem także w sobotę, prowadząc Drugą Mahlera, a więc utwór, do którego mam ogromny sentyment. Słyszałem go już na żywo w wielu salach i z wieloma dyrygentami, m.in. z Antonim Witem (trzy razy), Jackiem Kaspszykiem (obu z zespołami FN), Andrzejem Boreyką i zespołami NFMu, Alexandra Liebreicha i Marin Alsop z NOSPRem, Yaroslava Shemeta z zespołami FŚ, Zubina Mehtę i Maggio Musicale Fiorentino, Vladimira Jurowskiego z zespołami London Philharmonic czy, last but not least, Neeme Järviego z Estonian National Symphony Orchestra. Nie wspomnę już bardzo licznych nagrań, które mam na półkach i które znam z serwisów streamingowych. Materiał do porównań jest więc znaczny.
Paavo Järviego i Tonhalle-Orchester Zürich słyszałem już razem z Bukareszcie na Festiwalu Enescu w 2023 roku, gdzie grali m.in. Dziewiąta Brucknera i Dziewiątą Dvořáka. Wrażenia z tych koncertów miałem mieszane, przy całej sympatii do Paavo Järviego nie uważam go też za najlepszego wykonawcę dzieł Mahlera. Nagrania Piątej i Szóstej pozostawiają spory niedosyt, a także Dziewiąta, która słyszałem bardzo wiele lat temu z zespołem z Frankfurtu nie zostawiła najlepszego wrażenia.
Sobotnia Druga także wzbudziła mieszane uczucia. Pierwsze ogniwo było dość chłodne i zdystansowane, a orkiestra najwyraźniej jeszcze się nie rozegrała. To zresztą w ogóle problem (czy też trudność) tego dzieła. Nie ma tam żadnej introdukcji, żadnego wstępu – słuchacz zostaje rzucony w wir wydarzeń bez żadnego przygotowania. Nie wszyscy są w stanie temu podołać i moim zdaniem Järviemu nie do końca się to udało. Nie było to w żadnym razie złe wykonanie, bo balans pomiędzy grupami instrumentów był w porządku, brzmienie ważnych tutaj tam-tamów i harf zostały dobrze podkreślone, a dobór temp był trafny. Po prostu mogło być lepiej, bardziej intensywnie i wyraziście.
I tak rzeczywiście było, od drugiego ogniwa, przed którym na estradę wkroczył też (bardzo sprawnie i szybo) chór. Lendler wypadł wartko i rytmicznie. Mało było w nim zadumy, ale zrealizowany został konsekwentnie.
Całościowo najbardziej satysfakcjonujące było chyba Scherzo. Wartkie, dynamiczne, pełne humoru i pazura, z ostrymi akcentami rytmicznymi i świetnymi solówkami drzewa i blachy.
Mezzosopranistka Anna Lucia Richter śpiewała Urlicht z balkonu (Mahler życzył sobie zresztą, aby śpiewaczka była w tym ogniwie usytuowana gdzieś poza orkiestrą), a zrobiła to pięknie, dobrze oddając charakter tej pieśni.
Wielki finał wypadł z większości dobrze. Także tu tempa były raczej wartkie, jednak samo zakończenie było zagonione. Efekty przestrzenne także nie wypadły najlepiej. Miejsca za kulisami Musikverein jest dość mało, co było czuć. Sopranistka Mari Eriksmoen, którą słyszałem po raz pierwszy, wypadała bardzo dobrze.
Śpiewał chór Singverein der Gesellschaft der Musikfreunde in Wien, który zna tę muzykę doskonale, nic więc dziwnego, że także on zaprezentował się świetnie.
Ogólnie – dobre, solidne wykonanie, zdecydowanie bardziej klasyczne niż romantyczne. Miało swoje świetne momenty, miało też miejsca, które nie były w pełni satysfakcjonujące. Ciekawie było też porównać na żywo w odstępie tygodnia sposoby prowadzenia orkiestry przez Neeme i Paavo. Obaj są oszczędni w gestach, niezwykle ekonomiczni i pozbawieni ostentacji. Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Po koncercie odbyło się spotkanie z dyrygentem. Okazał się człowiekiem pełnym humoru, który w zabawny sposób opowiadał o tym, jak prowadzi media społecznościowe, wspominał też jak za dzieciaka jego ojciec prosił lokalnego speca, aby wszedł na dach i pomógł ustawić antenę w taki sposób, aby mogli obejrzeć w domu koncert noworoczny, transmitowany przez fińską telewizję. Nie gryzł się też w język i ostro krytykował Trumpa i Putina. Zwrócił też uwagę, że kultura rosyjska bardzo często służy propagandzie i wysiłek promila najwybitniejszych kompozytorów i wykonawców z tego kraju jest w stanie przykryć 99,999999% barbarzyństwa, które cechuje władze tego kraju. Trudno się nie zgodzić.
foto. Amar Mehmedinovic
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć niezależną krytykę? Odwiedź mój profil w serwisie Patronie.pl i zostań mecenasem Klasycznej Płytoteki:
