Alsop, Shaham, Skelton & NOSPR, czyli inauguracja festiwalu Katowice Kultura Natura

Program koncertu otwierającego tegoroczną edycję organizowanego przez NOSPR festiwalu Katowice Kultura Natura był co prawda dość krótki, ale za to bardzo treściwy. Złożyło się na niego jedno tylko dzieło – Das Lied von der Erde Gustava Mahlera, a więc późna symfonia pieśni, która nie jest wykonywana zbyt często. Słyszałem ją do tej pory na żywo cztery razy. Paradoksalnie w pamięć i w serce zapadło mi najbardziej wykonanie pod batutą Philippe’a Herreweghe’a (a więc specjalisty od muzyki dawnej), które słyszałem we wrocławskim NFMie. Pozostałe interpretacje – Jacka Kaspszyka w FN, Lawrence’a Fostera w NFM i Simona Rattle’a w Musikverein (Anglik poprowadził tam wyjątkowo niewydarzoną wersję kameralną) nie były zbyt dobre.
W Katowicach grał oczywiście NOSPR, a więc orkiestra o ustalonej renomie, a dyrygowała Marin Alsop, która jakiś czas temu prowadziła w katowickiej sali udane wykonanie II Symfonii. Pieśń o ziemi wykonana została po bożemu, a więc w wersji na głos żeński i tenor. Pierwszą z tych partii śpiewała izraelska mezzosopranistka Rinat Shaham (której do tej pory nie znałem), drugą Brytyjczyk Stuart Skelton, znany mi z nagrania tego dzieła z Rattlem. Poradził sobie w nim dobrze, ale nie ośmieliłbym się powiedzieć, że jego interpretacja powaliła mnie na kolana (dla przypomnienia – link TUTAJ). Ale oczywiście magiczny i zupełnie wyjątkowy jest sam utwór i już z powodu jego wykonania warto było wybrać się do Katowic i wysłuchać go w tej właśnie sali.
Jak wypadło jego czwartkowe wykonanie?
Po pierwsze – Skelton. Jego śpiew znowu wzbudził u mnie mieszane odczucia. Wydawał się niedysponowany i z tego powodu niektóre fragmenty markował, aby nie przeforsować głosu. Najbardziej dało się to we znaki w trzecim ogniwie, kiedy to w jednym miejscu wydawał się wręcz nucić, a nie śpiewać.
Po drugie – Shaham. Jej głos zdecydowanie nie przypadł mi do gustu. Mahlerowi pewnie też by nie przypadł, bo życzył sobie tu altu, a nie mezzosopranu. To jest utwór, który potrzebuje silnego, potężnego głosiska z mięsistym, jędrnym dołem, a nie takich mysich, rachitycznych pisków z potężną wibracją. Podczas tego koncertu myślami cały czas wracałem do znanych mi wykonań Christy Ludwig, Janet Baker, Ewy Podleś czy Gerhild Romberger, którą zresztą słyszałem w NOSPRze w Drugiej. Wracając do Shaham: góra była nieprzyjemna w brzmieniu, średnica do zaakceptowania, natomiast dół w zasadzie nie istniał. Miała dobrą dykcję i dobrze operowała dynamiką. Trochę to jednak za mało, aby zrobić większe wrażenie, tym bardziej że śpiewała bez ekspresji. Raziła mnie też jej egzaltowana mimika – tego typu mizdrzenie się i nachalne przeżywactwo w ogóle nie pasują do tego utworu.
Po trzecie – Alsop i NOSPR. Siedząc w szóstym rzędzie na samym dole miałem dobry odbiór – orkiestra nie zagłuszała śpiewaków (choć znajomi siedzący dalej mówili mi, że dość często się to zdarzało), a Alsop w taki sposób dobrała tempa, że mogli oni wyrobić się z tekstem. Dyrygentka nie była jednak w stanie wydobyć z muzyki większego napięcia czy ostro zaznaczać akcentów w miejscach, które zdecydowanie tego wymagały, jak ogniste kulminacje w pierwszym ogniwie, epizod z jeźdźcami w części czwartej czy marsz z Pożegnania. Fragmenty te wypadły drętwo. Niestety – im częściej słucham wykonań Alsop, tym mniej mi się one podobają i tym bardziej razi mnie jej asekurancki, kwadratowy sposób prowadzenia orkiestry. Owszem, pracuje z nią, co słychać, ale to że wszystko jest starannie poukładane nie czyni jeszcze sugestywnej kreacji. A NOSPR ma ogromny potencjał – było to słychać wyraźnie zwłaszcza w Pożegnaniu. Wszystkie solówki były tam zrealizowane przepięknie – flet, obój, rożek angielski, klarnet basowy, harfy, wiolonczela, tam tam, czelesta – wszyscy ci instrumentaliści spisali się na medal. Ruszyło mnie to porządnie, a i tempa były dobrane świetnie, były wolne, plastyczne, a Alsop dawała muzyce dużo czasu na wybrzmienie. I nawet głos Shaham nie przeszkadzał mi tu tak bardzo jak wcześniej, a już samo zakończenie było magiczne. Jednak słuchając tego dzieła wolałbym mieć poczucie, że porusza mnie ono dzięki wykonawcom, a nie pomimo nich.

 

foto. Grzesiek Mart doc

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.