Festiwal Szostakowicza w Lipsku – dzień pierwszy

Truizmem jest stwierdzenie że Lipsk jest miastem muzyki. Lista związanych z nim kompozytorów może przyprawić o zawrót głowy. To tutaj kantorem był Johann Sebastian Bach, tutaj przyszedł na świat Richard Wagner, tutaj kształcili się Robert Schumann i Edvard Grieg, tutaj Felix Mendelssohn był dyrektorem Gewandhausu, wreszcie tutaj Gustav Mahler był dyrygentem miejscowej opery. Jednak na dwa ostatnie tygodnie maja Lipsk stał się miastem Dmitrija Szostakowicza, a to ze względu na festiwal upamiętniający 50. rocznicę śmierci rosyjskiego kompozytora. Program tej imprezy, zorganizowanej przez Gewandhaus, jest imponujący. Zabrzmią wszystkie symfonie, podzielone pomiędzy Gewandhausorchester, Boston Symphony Orchestra i Festival Orchestra, dyrygowane w lwiej części przez Łotysza Andrisa Nelsonsa, wszystkie kwartety smyczkowe, dwie opery, a także wszystkie najważniejsze dzieła solowe i kameralne. W sumie ponad 30 wydarzeń, wliczając w to także prelekcje, prezentacje filmów i sympozja.

Program koncertu inaugurującego festiwal, podczas którego grała Gewandhausorchester, zawierał rzadko wykonywaną Uwerturę uroczystą op. 96, napisaną w 1954 roku, II Koncert fortepianowy F-dur op. 102 z Daniilem Trifonovem jako wykonawcą partii solowej oraz IV Symfonię, dzieło o dość skomplikowanej historii. Powstało ono w latach 30., w czasie kiedy na kompozytora posypały się gromy ze względu na operę Lady McBeth mceńskiego powiatu. Dzieło nie spodobało się Stalinowi, który podyktował napastliwy tekst, zatytułowany Łoskot zamiast muzyki, opublikowany w czasopiśmie „Prawda”. Szostakowicz znalazł się w nieciekawej sytuacji i zrezygnował z publicznego prezentowania mocno awangardowej Czwartej w obawie, aby nie zaognić sytuacji jeszcze bardziej. Dzieło przeleżało w szufladzie aż do 1961 roku, kiedy jego prawykonaniem zadyrygował Kiryłł Kondraszyn. Historia oceniła ten monumentalny utwór przeznaczone na ogromną obsadę bardziej niż łaskawie – uznawane jest bowiem powszechnie za arcydzieło.

Wróćmy jednak na chwilę do Uwertury uroczystej. To utwór tyleż krótki, co efektowny i pełen blasku. Trzeba go zagrać over the top żeby zrobił właściwe wrażenie i tak też został wykonany. II Koncert fortepianowy powstał dla syna Szostakowicza, Maksyma, z okazji jego koncertu dyplomowego. Nie jest to utwór skomplikowany – to rzecz krótka i dowcipna, niezbyt złożona jeśli chodzi o partię solową. Trifonov zagrał to dzieło świetnie – dynamicznie i ostro w częściach skrajnych, lirycznie i śpiewnie w środkowej. Orkiestra sprawiła się bez zarzutu, dobrze wypadło zwłaszcza drzewo, na czele z fagotami. Na bis Trifonov zagrał Scherzo fis-moll op. 1, dzieło kilkunastoletniego adepta kompozycji i chyba najwcześniejszy z jego utworów. A więc rarytas! Wszystkie kompozycje słyszałem na żywo po raz pierwszy.

To samo tyczy się też Czwartej. Przyznam że już widok wypełnionej do ostatniego miejsca estrady robił ogromne wrażenie – 6 fletów, 4 oboje, 6 klarnetów, 3 fagoty, kontrafagot, 8 waltorni, 4 trąbki, 3 puzony, 2 tuby, 2 harfy, 2 zestawy kotłów, talerze, tam-tam, werbel, trójkąt, wood block, kastaniety, ksylofon, dzwonki, czelesta i do tego nieprzebrane zastępy smyczków. Jeszcze większe wrażenie zrobiła sama muzyka. Porywa ona słuchającego z siłą tornada, wgniata w fotel, nie daje ani chwili wytchnienia, zmusza do śledzenia kolejnych wątków i do metamorfoz tych myśli, które pojawiły się przed chwilą. Słuchając tej kompozycji ani przez moment nie ma się wątpliwości że to arcydzieło. Nelsons i jego orkiestra stanęli na wysokości zadania i poradzili sobie z nim w imponujący i głęboko poruszający sposób. Dyrygent świetnie podkreślił nawiązania do twórczości Czajkowskiego i Mahlera obecne w tym dziele. Ogarnięcie tej wielowarstwowej magmy brzmieniowej i ustawienie planów poszczególnych grup instrumentów było imponujące. O ile części skrajne wypadły w zasadzie bez zarzutu, o tyle ogniwo środkowe było poprowadzone za wolno. To Moderato, prawda, ale con moto, a tam tego ruchu za bardzo nie było. Powinno być jednak bardziej rytmiczne i pełne napięcia. Orkiestra była przygotowana fenomenalnie – a stwierdzenie to dotyczyło wszystkich sekcji. Piękny wieczór. Było więc przysłowiowe trzęsienie ziemi. Teraz napięcie musi już tylko rosnąć.

 

foto. Jens Gerber

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.