Krystian Zimerman w Wiener Konzerthaus

Możliwość usłyszenia na żywo dzień po dniu dwóch laureatów Konkursu Chopinowskiego to zawsze gratka. A gratka jest tym większa, że podczas drugiego z tych występów estrada należała tylko i wyłącznie do Krystiana Zimermana. Artysta ten nie występuje przecież często, a w swojej ojczyźnie – praktycznie w ogóle. Ostatni raz grał w Warszawie II Symfonię The Age of Anxiety Leonarda Bernsteina w 2018 roku i nic nie wskazuje na to, aby taka okazja miała się powtórzyć. Jak to mówią – łaski bez. I bez jego obecności nie możemy narzekać na brak na estradach wybitnych pianistów.

Pierwszą część wieczoru wypełniły dzieła Fryderyka Chopina, którego muzyka zabrzmiała dokładnie w 175. rocznicę śmierci kompozytora. Zimerman zaczął od trzech nokturnów – Fis-dur op. 15 nr 2, Es-dur op. 55 nr 2 i E-dur op. 62 nr 2. Ich wykonania nie trafiły do mnie. Były to, jak zawsze u tego pianisty, interpretacje szczególarskie, ale też jednocześnie lodowato zimne, jakby wyciągnięte prosto z zamrażalnika. II Sonata b-moll była już o wiele ciekawsza, chociaż balansowała na granicy zmanierowania. Zimerman przyjął w pierwszym i drugim ogniwie tempa momentami wręcz zawrotne, ale w tym szaleństwie była metoda, a jego wykonanie broniło się. Forte było dźwieczne i barwne. Marsz był za to wykonany bardzo powoli (także w szklisto brzmiącym, transowym trio), z dużym ciężarem i rewelacyjną kontrolą dynamiki, co dało znakomite rezultaty zwłaszcza w końcowej fazie utworu, w której stopniowe ściszanie narracji dało ilustracyjne wręcz wrażenie oddalania się żałobnego konduktu. Fenomenalnie wyszedł także pianiście lakoniczny finał, ze znakomitym, mocno retorycznym zakończeniem.

Drugą część koncertu wypełniły dzieła napisane na początku XX wieku. Suita Estampes (tytuł można przetłumaczyć jako Ryciny) Claude’a Debussy’ego składa się z trzech ogniw – Pagodes (Pagody), La soirée dans Grenade (Wieczór w Grenadzie) i Jardins sous la pluie (Ogrody w deszczu). Miałem z wykonaniem tego dzieła taki sam problem jak z nokturnami z początku koncertu – zabrakło mi tam ciepła, barwy, rozmarzenia, śpiewności, choć muszę zaznaczyć że charakterystyczny rytm habanery pianista podkreślił świetnie, z dużym wyczuciem. Na zakończenie zabrzmiały zaś Wariacje na polski temat ludowy Karola Szymanowskiego, które znalazły się także na ostatniej płycie pianisty. Ba, były bodajże najlepszym jej elementem. Podczas tego recitalu nie pobiły jednak chyba Sonaty b-moll, choć miały swoje bardzo piękne momenty, takie jak wariacje szósta i siódma. Ale już ósma, ten marsz żałobny ze świetną imitacją bicia dzwonów, nie wypadła tak plastycznie jak na płycie. Wydał mi się wręcz dziwnie płaski pod względem ekspresji i dynamiki.
Publiczność przyjęła pianistę owacyjnie, za co ten odwdzięczył się wykonaniem dwóch preludiów Rachmaninowa – gis-moll op. 32 nr 12 i D-dur op. 23 nr 4. Wypadły znakomicie, ale pomimo tego recital był nierówny. Najjaśniejszymi jego punktami była bez wątpienia Sonata b-moll i Wariacje Szymanowskiego, natomiast nokturny i Estampes pozostawiły po sobie niedosyt.

Oczywiście Zimerman ma swoje przyzwyczajenia, które dzielą się na takie, z którymi łatwo sympatyzować, jak prośba o wyłączenie telefonów na czas koncertu oraz ukłonów (nie wszyscy się zastosowali) oraz takie, które budzą jednak pewne zdziwienie, jak choćby odmowa przyjęcia niezbyt zresztą licznego grona słuchaczy czekających po koncercie przy wejściu za estradę.

Foto. Bartek Barczyk

 

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to

 

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.