Sobotni koncert Wiener Symphoniker w Wiener Konzerthaus zapewnił słuchaczom silne i zróżnicowane wrażenia. Zabrzmiały podczas niego wczesne dzieła autorstwa kompozytorów pierwszej i drugiej szkoły wiedeńskiej. Dyrygował izraelski kapelmistrz Lahav Shani (rocznik 1989), protegowany Daniela Barenboima. Od 2020 roku zastąpił Zubina Mehtę na stanowisku dyrektora artystycznego Israel Philharmonic Orchestra, a w 2026 roku obejmie także stery w Münchner Philharmoniker. Polskiej publiczności nie jest on chyba znany (a przynajmniej mnie informacja o jego ewentualnym występie nie rzuciła się w oczy), ja zaś słyszałem go do tej pory raz, w Bukareszcie, gdzie dyrygował IPO. Miałem wówczas dość mieszane wrażenia – jego styl odebrałem jako dość egzaltowny, miał natomiast trafne pomysły interpretacyjne.
Do Shaniego pozwolę sobie za chwilę wrócić, nie da się bowiem ukryć, że większą od niego gwiazdą jest Martha Argerich. Argentyńska pianistka zaprezentowała tym razem II Koncert B-dur Ludwiga van Beethovena. Ma ten utwór w repertuarze od dawna, nagrała go też wiele razy – z Ozawą i Mito Chamber Orchestra, z Abbadem i Mahler Chamber Orchestra, z Sinopolim i Philharmonia Orchestra, z Barenboimem i West-Eastern Divan Orchestra czy, last but not least, z London Sinfonietta (tę ostatnią realizację uważam za najbardziej udaną). Można więc śmiało powiedzieć że na graniu tego dzieła zjadła zęby. Teoretycznie nie było więc w piątkowym wykonaniu nic nowego, ale energia, charyzma i błyskotliwość jej interpretacji są w dalszym ciągu tak uderzające, że słuchanie jej gry na żywo to wielka przyjemność. Czas wydaje się jej nie imać, a precyzja gry, wyrazistości akcentów rytmicznych i umiejętne operowanie barwą są niezmiennie imponujące. Argerich to fenomen, który nie przestaje fascynować i przyciągać publiczności jak magnes. W orkiestrze zdarzyło się parę nierówności, ale ciekawiło brzmienie kwintetu, który grał z bardzo oszczędną wibracją. Na pierwszy bis Argerich zagrała solo Traumes Wirren, czyli nr 7 z Fantasiestücke op. 12 Roberta Schumanna, a zachęcona huraganowymi oklaskami zasiadła do fortepianu razem z Shanim, z którym zagrała Zaczarowany ogród z Mojej matki gęsi Maurice’a Ravela. Przepiękne to było wykonanie!
Drugą część koncertu wypełnił wczesny poemat symfoniczny Arnolda Schönberga Peleas i Melizanda, ukończony w 1903 roku i inspirowany sztuką Maurice’a Maeterlincka, która zainspirowała także operę Debussy’ego i muzykę sceniczną Sibeliusa. Mahler, który sam przecież pisał mocno progresywne dzieła, po przejrzeniu partytury tej kompozycji miał stwierdzić że jest ona niezwykle złożona. Nic dziwnego! To dzieło powagnerowskie, dekadenckie w wyrazie, mocno schromatyzowane, o gęstej fakturze, orkiestrowane masywnie. Grane i nagrywane jest bardzo rzadko, a znamienny był fakt, że rozgrywając się przed koncertem orkiestra ćwiczyła właśnie ten poemat, a nie koncert Beethovena (który pewnie wszyscy muzycy znają już na pamięć). Nigdy wcześniej nie słyszałem Peleasa i Melizandy na żywo. Składa się z jedenastu sekcji granych attacca, a kolega kompozytora, Alban Berg, opracował nawet analizę tego dzieła, w której dopatrzył się analogii w jego budowie do formy sonatowej. Uważał także, że poszczególne sekcje odpowiadają epizodom ze sztuki Maeterlincka. Utwór ten jakoś nigdy mnie jednak nie zachwycał – uważam go za przegadany i niepotrzebnie zawiły, ale ma swoje momenty. Shani poprowadził go w wartkim tempie, co było bardzo dobrą decyzją, pozwoliło bowiem utrzymać napięcie na wysokim poziomie. Duże wrażenie robiły także ogromne zmiany dynamiczne – kulminacje tutti były oszałamiające i wyraziste. Orkiestra przygotowana była na tip top, brzmiała przejrzyście i wielopłaszczyznowo, grając momentami dźwiękiem gęstym jak smoła. Shani umiejętnie wydobywał też podkreślające barwę detale partii perkusji, co też oczywiście liczę na plus. Było to więc znakomicie przygotowane, momentami porywająco ekstatyczne wykonanie dzieła, którego pewnie szybko na żywo nie usłyszę.
foto. Adriano Heitmann
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl