Nareszcie! Na rynek trafił jakiś czas temu box zawierający nagrania Leopolda Stokowskiego dla wytwórni Everest i Vanguard, pochodzące przeważnie z drugiej połowy lat 50. Album zawiera 10 płyt, a ponieważ są one wypełnione po brzegi muzyką (w tym nagraniami, które raczej trudno znaleźć/kupić) to przejdę od razu do omawiania zawartości poszczególnych krążków.
CD 1
Początek nie jest zbyt obiecujący. Kolekcję rozpoczyna nagranie III Symfonii Johannesa Brahmsa. O ile nagrania Pierwszej i Czwartej pod dyrekcją Stokowskiego są rewelacyjne (a Druga jest przyzwoita), o tyle Trzecia jest osobliwa, i to w negatywnym tego słowa znaczeniu. Jest to bowiem interpretacja lodowato zimna, pozbawiona ciepła i uczucia. Ten brak emocji i zaangażowania jest czymś doprawdy szokującym jeśli zna się inne nagrania tego dyrygenta. To dzieło traktuje obojętnie, nie siląc się na budowanie napięcia czy większe kontrasty.
O niebo lepiej wypadają dwa fragmenty Walkirii Wagnera – Pożegnanie Wotana i Czar ognia, nagrane bez śpiewaków. Dźwiękowy splendor, bogactwo brzmienia, umiejętność podkreślenia przebogatej kolorystyki – to wielkie zalety tych wykonań. Na deser mamy opracowane przez Stokowskiego Syntezy symfoniczne z Parsifala. Cóż… jeśli ktoś lubi tego typu bryki operowe, to może mu się to spodoba. Dla mnie jest to niestrawne, choć momentami ciekawe kolorystycznie. Wszystkie te utwory dyrygent nagrał z Houston Symphony Orchestra.
CD 2
Krążek otwiera Cud wielkopiątkowy z Parsifala, także z HSO, tym razem w autorskiej wersji. Przyzwoity, choć nic nie poradzę na to, że mnie ta muzyka nie tylko nie bierze, a zwyczajnie nudzi. Całe szczęście potem jest już tylko lepiej – mamy tu bowiem Francescę da Rimini i Hamleta Czajkowskiego oraz Taniec siedmiu zasłon z Salome i Don Juana Richarda Straussa. W tego typu barwnym, emocjonalnym repertuarze Stokowski czuł się jak ryba w wodzie. Są tu emocje, są barwy, jest potoczystość, jest niezwykle plastyczne budowanie ekstatycznych kulminacji, jest mnogość intrygujących detali, jest wreszcie, co też ważne, znakomita jakość dźwięku. Interpretacje nie są jakoś specjalnie ekscentryczne, są jakieś delikatne retusze w tańcu z Salome (uderzenie w tam-tam na początku), ale nie jest ich wiele. Szkoda, że Stokowski nie nagrał więcej Straussa! Wyobrażam sobie, że taka Symfonia alpejska czy Don Quixote mogłyby brzmieć naprawdę rewelacyjnie. Albo cała Salome. Albo Elektra. Szkoda.
CD 3
Trzeci krążek rozpoczyna się od kolejnego dzieła Straussa, którym jest poemat symfoniczny Ucieszne figle Dyla Sowizdrzała. Dźwięk jest rewelacyjny, a choć interpretacja jest bardzo dobra, charakterna i zadziorna, to chyba brakowało mi w niej trochę więcej adrenaliny w kulminacjach. No i mniej więcej w okolicach 8 minuty, a więc w polce, drzewo rozeszło się ze smyczkami. Shit happens, jak to mówią. Słyszałem w różnych innych nagraniach gorsze wtopy.
A potem trzy kompozycje Siergieja Prokofiewa – suita z Cinderelli, Brzydkie kaczątko z Reginą Resnik i Piotruś i wilk z Bobem Keeshanem. Wszystko z Nowojorczykami, wszystko znakomite – barwne i pełne życia. Stokowski dobrze czuł muzykę Prokofiewa, ale jeśli chodzi o studyjne nagrania jego utworów – ich także jest dość mało.
CD 4
Dwa kanoniczne utwory XX-wieczne – Koncert na orkiestrę Béli Bartóka z Houston Symphony Orchestra z 1961 i Piąta Dmitrija Szostakowicza z Nowojorczykami z 1958. Obie rejestracje są dość problematyczne, z podobnych względów. Rzecz w tym, że są przeestetyzowane, kosztem dramaturgii i napięcia, pewien problem stanowi też dźwięk. Jest selektywny (momentami aż za bardzo), ale proporcje dynamiczne nie są zachowane, a odcinki tutti są rozczarowująco płaskie. Można by pomyśleć że Koncert na orkiestrę jest utworem wręcz idealnym dla takiego kolorysty jak Stokowski, ale tak nie jest. Są tam momenty statyczne, zimne, a balans pomiędzy grupami jest momentami bardzo egzotyczny. Zdarza się, że z brzmienia wyskakuje nagle harfa jak diabeł z pudełka, zagłuszając wszystkie inne instrumenty. HSO nie było też (i chyba nadal nie jest) najlepszą orkiestrą na świecie, co też słychać. W swojej autobiografii Andrzej Panufnik wspominał, że Stokowski żałował, że ignorował muzykę Bartóka. Oprócz tego nagrania w jego oficjalnej dyskografii znajdziemy jeszcze tylko niespecjalnie interesującą rejestrację Muzyki na smyczki, perkusję i czelestę. A w nieoficjalnej Cudownego mandaryna, ale w tak fatalnym dźwięku, że nikt o zdrowych zmysłach nie poleci tego nagrania. Jeśli chodzi o Szostakowicza to zmiękczanie i liryzowanie tej muzyki nigdy nie jest dobrym pomysłem. To chyba najmniej ciekawa z rejestracji tego utworu pod dyrekcją Stokowskiego, a trochę ich jest. Pierwsza była studyjna wersja z Philadelphia Orchestra z 1939 roku, potem wersja z tego albumu, a potem mamy już tylko wersje 4 koncertowe: z 1960 z Filadelfijczykami, z 1961 z Orkiestrą Filharmonii Czeskiej i dwa nagrania z LSO, z 1961 i z 1964. Z tych sześciu nagrań chyba najlepsze jest to ostatnie, które ukazało się w serii BBC Legends. Jest najszybsze, najbardziej lakoniczne i jednocześnie najmniej romantyczne. Nie słuchałem ich wszystkich po kolei, ale to ono najbardziej zapadło mi w pamięć, ma też spośród nich wszystkich najlepszy dźwięk. A ta wersja z Nowojorczykami? Ma swoje momenty – dobra jest druga część, a także pięknie wyśpiewana trzecia, ale ogniwa skraje są nieco rozczarowujące. Jest w nich kilka słabych wejść (choćby solo waltorni), a kotły, tak ważne w finale, były chyba umieszczone na zapleczu podczas nagrania. Kulminacje brzmią anemicznie i cicho. Szkoda, bo w tym samym roku powstały nagrania Stokiego dla RCA, które zostały wspaniale zrealizowane i praktycznie w ogóle się nie zestarzały (II Rapsodia węgierska Liszta, I Rapsodia rumuńska Enescu, Uwertura do Sprzedanej narzeczonej i Wełtawa Smetany).
CD 5
Te elementy, które położyły wykonania kompozycji Bartóka i Szostakowicza sprawiają, że Poemat ekstazy Skriabina wypada wspaniale. Romantyczne podejście Stokowskiego, zmysłowe, „lejące się” legata, ogniste kulminacje sprawiają, że tego wykonania z HSO słucha się z wielkim zajęciem. Istnieją jeszcze cztery inne nagrania Stokowskiego tego utworu, wszystkie koncertowe – tak samo zajmujące. Azerbaijan Mugam azerskiego kompozytora Fikreta Amirova to taki XX-wieczny odpowiednik Rapsodii węgierskich Liszta. Wiązanka popularnych melodii azerskich, dobrze instrumentowana, barwna, wykonana przez Stokowskiego z polotem, ale sama w sobie miałka i w sumie mało interesująca. Następnie mamy trzy utwory Chopina w orkiestracji dyrygenta: Mazurka a-moll op. 17 nr 4, Preludium d-moll op. 28 nr 24 i Walc cis-moll op. 64 nr 2. Dwa ostatnie utwory nie podobały mi się, są w opracowaniu Stokowskiego przeładowane, a Preludium d-moll Stokiego brzmi jak pastisz Jazdy walkirii. Ale Mazurek a-moll jest absolutnie fenomenalny, magiczny – brzmi, jakby wyszedł spod pióra Debussy’ego. A propos autora La mer – znajdziemy tu też trzy ogniwa z Kącika dziecięcego w orkiestracji Stokowskiego – Jumbo’s Lullaby, The Little Shepherd i Golliwog’s Cake-Walk. Wszystko zagrane i nagrane przepysznie. Na koniec zaś dwa utwory Heitora Villa-Lobosa z NYPO – Uirapuru i Modinha, czyli drugie ogniwo z Bachianas Brazilieras nr 1. O świetnej interpretacji pierwszego z tych dzieł pisałem przy okazji przewodnika po jego nagraniach (link TUTAJ). Jedynym minusem jest dość duży skrót. Modinha – cudowna! To utwór przeznaczony na wiolonczele, a Stokowski widział jak wydobyć z nich charakterystyczny, ciepły i ekspresyjny dźwięk. Bomba!
CD 6
Krążek z amerykańską muzyką XX wieku. Na pierwszy ogień idzie Fantasy on a Hymn Tune by Justin Morgan for Double String Quartet and String Orchestra Thomasa Canninga z 1944 roku. Rzecz mało ciekawa i eklektyczna, taka krótsza siostra przyrodnia Fantazaji na temat Thomasa Tallisa Vaughana Williamsa. Wykonanie (HSO) jest znakomite, jednak Stokowski dobrze wiedział jak sprawić, aby smyczki miały bogaty, ciepły i ekspresyjny dźwięk. Tyle przystawka. Daniem głównym jest America: An Epic Rhapsody Ernesta Blocha, rzecz skomponowana w 1926 roku, składająca się z trzech ogniw. Ich tytuły to 1620. The Soil – The Indians – (England) – The Mayflower – The Landing of the Pilgrims, następnie 1861-1865. Hours of Joy – Hours of Sorrow i wreszcie 1926. The Present – The Future (Anthem). Rok po ukończeniu tego dzieła Bloch otrzymał za nie nagrodę (3 000 dolarów) w ramach konkursu zorganizowanego przez czasopismo „Musical America” za najlepszą kompozycję amerykańską napisaną przez amerykańskiego kompozytora. Rapsodia zdeklasowała dziewięćdziesiąt jeden innych kompozycji, chociaż czas obszedł się z tym dziełem niezbyt łaskawie. Nagranie Stokowskiego z Symphony of the Air brzmi bardzo dobrze, ale bogactwo brzmienia nie jest w stanie wynagrodzić tego, że jest to rzecz straszliwie rozwleczona (50 minut) i nudna. Dobrze posłuchać chociaż raz, ale nie jest to kompozycja, do której chce się wracać. Brzmi jak soundtrack do jakiejś łzawej, patetycznej hollywoodzkiej produkcji filmowej. A przy wejściu chóru stężenie kiczu było tak wysokie, że parsknąłem śmiechem. Na deser mamy jeszcze suitę z muzyki do filmu dokumentalnego The Plow that Broke the Plains Virgila Thomsona z 1936 roku. To drobne dziełko ma jedną dużą zaletę – jest krótkie. Choć muszę też przyznać, że słucha się go całkiem przyjemnie!
CD 7
Kolejne spotkanie z muzyką filmową Thomsona. Tym razem jest to czteroczęściowa suita z muzyki do obrazu The River z 1938 roku. Jest to bardzo dobrze zagrane i bardzo dobrze nagrane. Potem mamy Etiudę cis-moll op. 2 nr 1 Aleksandra Skriabina w opracowaniu dyrygenta. A potem przechodzimy do dania głównego płyty – (nie)sławnego nagrania IV Symfonii Czajkowskiego z American Symphony Orchestra z 1971 roku. Podaje się je często jako przykład interpretacji skrajnie cudacznej, udziwnionej i niezgodnej z intencjami kompozytora. I rzeczywiście – sporo tu dziwnych rzeczy. Retusze w instrumentacji są na porządku dziennym, tak samo jak zmiany we frazowaniu, dziwne i wcale nie subtelne rubata czy zmiany dynamiki. Jest to jedno z kilku (jest ich bodajże siedem) nagrań tego utworu dokonanych przez Stokowskiego. Wszystkie są do siebie dość podobne jeśli chodzi o koncepcję, a to wcale nie jest najdziwniejsze. Palma pierwszeństwa przypada nagraniu z NBC Symphony Orchestra w 1941 roku. To jest dopiero jazda! Wracając do nagrania z ASO – jest ono rzeczywiście wyjątkowe. Ja osobiście bardzo je lubię, a to dlatego, że gra orkiestry jest znakomita, tak samo jakość dźwięku, a interpretacja jest gorąca i pełna emocji. Dwa środkowe ogniwa są dość normalne, za to w tych skrajnych panuje już zupełna dowolność jeśli chodzi o różne dziwne pomysły. Czy wszystkie wykonania muszą być takie same? Czemu nie pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa? Stokowski sobie pozwolił – i to jak!
CD 8
Rewelacyjne nagranie Historii żołnierza Igora Strawińskiego z 1967 roku! Narratorką jest Madeline Milhaud (żona Dariusa), Żołnierzem Jeanne Pierre Aumont, a Diabłem Martial Singher (to francuska wersja językowa), zaś muzycy to Charles Russo (klarnet), Theodore Weis (trąbka), Julius Levine (kontrabas), Loren Glickman (fagot), John Swallow (puzon) i Raymond Desroches (perkusja). Każdy z wykonawców to wirtuoz, ale grają tu dla Stokowskiego nie tylko pięknie, ale słychać też, że bawią się tym utworem i mają dużo frajdy z jego wykonywania. Jakość dźwięku jest znakomita, a złego słowa nie można też powiedzieć o wyczuciu stylu muzyki przez wykonawców.
Na deser mamy też trzy utwory Johanna Sebastiana Bacha: Sinfonia otwierająca drugą część Oratorium na Boże Narodzenie, Jesu, Joy of Man’s Desiring (czyli chorał z kantaty BWV 147 – w ogniwie szóstym z incipitem Wohl mir, daß ich Jesum habe oraz w dziesiątym jako Jesus bleibet meine Freude) oraz Sheep may safely gaze (aria sopranowa Schafe können sicher weiden z kantaty BWV 208, znanej jako „kantata myśliwska”). Dwa pierwsze dzieła nagrano w aranżacji Petera Schieckelego, trzecie to opracowanie Stokowskiego. Jeśli weźmie się poprawkę na to, że to barok widziany z perspektywy romantyzmu – to będzie się tego słuchać całkiem miło. Gra Stokowski Symphony Orchestra, a nagrania pochodzą z 1967 roku.
CD 9
Krążek barokowo-klasyczny. Pierwszą epokę reprezentują: Concerto grosso d-moll op. 3 nr 11 Antonia Vivaldiego i Concerto grosso g-moll op. 6 nr 8 Arcangela Corellego (czyli „Koncert na Boże Narodzenie”). To oczywiście bardzo specyficzne ujęcie tych dzieł, nie mające wiele wspólnego z wykonaniami historycznie poinformowanymi. Dźwięk jest ciepły i masywny, a tempa umiarkowane. Ale muszę przyznać, że mnie słuchało się tych interpretacji dość dobrze. Wiedziałem czym są, czym nie są i akceptowałem to. W biografii Stokowskiego pióra Abrama Chasinsa (Leopold Stokowski. A Profile) znaleźć można świetną anegdotę, dotyczącą tych sesji nagraniowych. Klawesynista Igor Kipnis początkowo podchodził z rezerwą do tego projektu, uważał bowiem, że Stokowski nie umie wykonywać muzyki barokowej i nie rozumie jej. Kiedy zobaczył ilu muzyków zostało zgromadzonych w studiu na sesji, stwierdził, że pewnie i tak nie będzie go słychać, więc zaczął improwizować partię basso continuo. Kiedy jednak muzycy zgromadzili się w pokoju kontrolnym, okazało się, że reżyser dźwięku wydobył dźwięk klawesynu na pierwszy plan. Kipnis spodziewał się, że Stokowski wyrzuci go za drzwi i zerwie współpracę, ale dyrygent był zafascynowany. Podczas następnej sesji spotkał się z nim przed nagraniami i ze szczegółami dopytywał o detale dotyczącego jego instrumentu i praktyki wykonawczej. Dał mu też wolną rękę jeśli chodzi o wykonanie partii basso continuo. Kipnis był pod wrażeniem jego otwartości i chęci wyjścia poza strefę komfortu.
Ale to nie wszystko, mamy tu też bowiem Serenadę B-dur KV 361 Gran Partita Wolfganga Amadeusa Mozarta, jedno z bardzo niewielu nagrań studyjnych tego kompozytora, jakie zrealizował Stokowski. Jest absolutnie przepiękne, od strony technicznej zrealizowane zostało wspaniale, a przy tym pełne jest niuansów kolorystycznych. Zachwyca frazowanie i śpiewność brzmienia. Słychać, że wszyscy grali tu con amore.
CD 10
Krążek zatytułowany „Leopold Stokowski from other Labels”. Trochę śmietniczek, bo mamy tu 14 krótkich utworów różnych kompozytorów. Całość jest dość niechlujnie opisana, bo nikt nie raczył napisać, dla jakich wytwórni Stoki zarejestrował te utwory, pomylono też datę: dla ścieżek 4-14 podany jest rok 1962. Guzik prawda, bo on nagrał to dla EMI w 1957 z Leopold Stokowski Symphony Orchestra. Co do utworów i interpretacji: najpierw trzy utwory Bacha w mono: Wir glauben all an einen Gott BWV 680, „mała” Fuga g-moll BWV 578, fragment z Oratorium wielkanocnego i (już w stereo) i Toccata i fuga d-moll BWV 565. Nie wiem czy nie jest to najlepsze nagranie ostatniego z tych utworów – muskularne, pełne energii, ale nie zagonione (jak w wielu wcześniejszych rejestracjach) ani nie nazbyt solenne (jak realizacji z Pragi z 1972 roku). Później jest różnie – bardzo słabe są wykonania dwóch ostatnich ogniw z Obrazków z wystawy Musorgskiego, zagonione i pozbawione napięcia jest Adagio Barbera, jednak trochę zbyt lekka jest Finlandia Sibeliusa. Ale reszta? Bomba! Fanfara z La Peri Dukasa, Światło księżyca i Preludium do „Popołudnia fauna” Debussy’ego – wzorcowe! Potem Gawot z Suity B-dur op. 4 Richarda Straussa (ha! To rarytas!), Scherzo z VIII Symfonii Vaughana Williamsa (dobre, ale wykonanie koncertowe pochodzące z nagrania całej symfonii jest znacznie lepsze), ciekawy jest też Marsz z Divertimenta Persichettiego. Mamy tu też absolutnie fenomenalną interpretację Łabędzia z Tuoneli Sibeliusa – dramatyczną, barwną (co za tremola smyczków!) i nieco upiorną.
Mamy tu więc nierówną kolekcję. Są tu zarówno rzeczy jawnie rozczarowujące (Trzecia Brahmsa, Piąta Szostakowicza), dobre (America Blocha, Koncert Bartóka, utwory Virgila Thomsona, utwory Vivaldiego i Corellego), ale też rewelacyjne – poematy symfoniczne Richarda Straussa i Czajkowskiego, utwory Villa-Lobosa, Historia żołnierza Strawińskiego, utwory Prokofiewa, pokręcona Czwarta Czajkowskiego, w końcu Gran Partita Mozarta. Muszę też zaznaczyć, że od strony edytorskiej album jest dość niechlujny – nie mamy tu np. informacji na temat tego, jacy muzycy wzięli udział w nagraniu serenady Mozarta.
Polecam – nie będziecie się nudzić!
Leopold Stokowski
Complete Everest & Vanguard Recordings
Alto
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl